W Warszawie trwają rozmowy, które mają doprowadzić do opracowania nowego międzynarodowego porozumienia klimatycznego. Podpisanie dokumentu ma się odbyć za dwa lata w Paryżu. To niewiele czasu, zważywszy, że w negocjacjach bierze udział ponad 190 państw. Celem tegorocznego szczytu klimatycznego jest ustalenie dokładnego harmonogramu globalnych negocjacji nowego porozumienia. Porozumienie to, po raz pierwszy w historii, ma objąć zobowiązaniami wszystkie strony konwencji klimatycznej.
Nie tylko Europa
Polski rząd nie zgadza się na zaostrzenie polityki klimatycznej w samej tylko UE. Opowiada się natomiast za globalnym porozumieniem, które obciąży odpowiedzialnością wszystkie kraje. W ten sposób zminimalizowane zostanie ryzyko relokacji przemysłu. W przypadku, gdyby wysokie koszty redukcji CO2 dotyczyły tylko Unii Europejskiej, najbardziej energochłonny przemysł mógłby przenosić się do tych krajów, które nie nakładają tak dużych obostrzeń klimatycznych. Tym bardziej że UE odpowiada jedynie za około 11 proc. globalnych emisji i udział ten stale maleje. Polska chce, aby każdy kraj zobowiązał się do wysiłków tylko na takim poziomie, jaki jest możliwy dla niego do osiągnięcia.
336 mld zł może kosztować dekarbonizacja sektora energetycznego w Polsce do 2050 roku
Organizacje ekologiczne zarzucają Polsce, że blokując ambitne cele redukcji emisji CO2, jest hamulcem dla wypracowania wspólnego międzynarodowego stanowiska. Tymczasem okazuje się, że Polska nie jest na placu boju osamotniona, a sprzymierzeńców ma w samej UE. Pokazują to ostatnie głosowania w Parlamencie Europejskim, które ujawniły podział w UE w zakresie dalszej wizji rozwoju polityki klimatycznej. W lipcu tego roku przeciwko polityce dekarbonizacji głosowali posłowie z Polski, ale również większość przedstawicieli Bułgarii, Cypru, Czech, Niemiec, Grecji, Węgier, Włoch i Łotwy.
Za i przeciw
Bolesław Jankowski z firmy badawczej EnergSys przekonuje, że polityka klimatyczna UE nie przynosi rezultatów, którymi miały być: ochrona klimatu, poprawa bezpieczeństwa dostaw energii oraz wsparcie rozwoju gospodarczego i tworzenie miejsc pracy. – Niestety, efekty dla gospodarki i społeczeństwa są zupełnie odmienne od oczekiwań: wzrost cen energii, pogorszenie konkurencyjności przemysłu unijnego, rosnąca presja na budżety gospodarstw domowych, wzrost ryzyka inwestycyjnego, wstrzymywanie budowy nowych mocy konwencjonalnych, zaburzenie działania systemów elektroenergetycznych, zaburzenie bezpieczeństwa dostaw w dłuższym okresie – wylicza Jankowski. – W dodatku niewielka redukcja emisji CO2 z UE kompensowana jest wzrostem importu produktów energochłonnych. W efekcie emisje z konsumpcji unijnej nie maleją – dodaje.