Mimo że liberalizacja na polskim rynku gazu trwa już wiele lat, to jej efekty na razie są mizerne. Dość powszechnie winą za ten stan rzeczy obarcza się PGNiG. Co spółka dziś robi, aby doszło do liberalizacji rynku gazu?
Wiele osób oskarżając nas o hamowanie liberalizacji zapomina, że PGNiG jest obarczone wieloma obowiązkami i obciążeniami, które wiążą się ze szczególną rolą jaką PGNiG pełniło w realizacji polityki energetycznej państwa. Warto nadmienić, że są to obowiązki, których nikt inny w Polsce nie ponosi, w tym zwłaszcza nasza konkurencja. Dla przykładu, zgodnie ze statutem, spółka realizuje zadania zapewniające bezpieczeństwo energetyczne kraju takie jak: ciągłość i gwarancja dostaw gazu do Polski, co wiąże się z koniecznością równoważenia bilansu paliw gazowych, współudziałem w realizowaniu projektów dywersyfikacyjnych (takich jak budowa terminala LNG w Świnoujściu czy rozbudowa interkonektorów – np. na południu Polski), a także rozwojem działalności wydobywczej. Jako jedyni w Polsce realizujemy inwestycje w magazyny gazu pełniące strategiczną rolę bezpieczeństwa dostaw i również jako jedyni utrzymujemy zapasy gazu na wypadek wstrzymania dostaw. Reszta podmiotów dokonuje transakcji kupna/sprzedaży na granicy państwa i nie podlega tym obowiązkom lub jest zwolniona z niego – dotyczy to zarówno spółek handlujących gazem ziemnym, jak i odbiorców końcowych, sprowadzających gaz ziemny na własne potrzeby. W efekcie ponosimy dodatkowe ogromne koszty nie tylko utrzymania zapasów, ale i inwestycji w podziemne magazyny gazu.
Nie możemy też być głusi na apele o przyśpieszenie poszukiwań ropy i gazu w Polsce, w tym w skałach łupkowych. Co roku wydajemy na ten cel ponad miliard złotych. Marathon Oil, czy Talisman Energy miały na polskie projekty określony budżet. Gdy w jego ramach nie doszło do sukcesu, po prostu się wycofali. Reasumując, takie obowiązki jak na PGNiG nie zostały nałożone na nikogo innego w Polsce, a jednocześnie każde z tych działań wiąże się ze znaczącymi kosztami. W tej sytuacji liberalizacji powinno towarzyszyć dążenie do równego traktowania działających w branży firm; dążenie do zdjęcia z PGNiG zobowiązań, które wiążą się z rolą, jaką historycznie powierzono spółce. Tymczasem we wprowadzonych rok temu zmianach do prawa energetycznego nałożono na nas kolejny obowiązek, podlegający natychmiastowemu wykonaniu bez większych możliwości jego realizacji.
Chodzi o obligo giełdowe zgodnie z którym w ubiegłym roku mieliście sprzedać na giełdzie gazu 30 proc. surowca. Dziś już wiadomo, że to się nie udało. Dlaczego?
Moją rolą nie jest komentowanie zmian wprowadzanych w obszarze regulacji prawnych. Podkreślić natomiast należy, że PGNiG uczyniło wszystko aby do tego procesu przygotować się najlepiej jak mogło. Po pierwsze, PGNiG zmieniło swoją politykę cenową, dla ofert kierowanych na giełdzie gazu – ceny podążają za cenami rynkowymi notowanymi na zliberalizowanych rynkach zachodnich i obecnie są znacznie niższe niż w taryfie. Po drugie, spółka została bezpośrednim członkiem TGE tak szybko jak to było możliwe, co umożliwiło również podjęcie się roli animatora rynku gazu celem zagwarantowania określonej płynności na tym forum transakcyjnym. Dodatkowo spółka uczestniczy w różnych, dostępnych na TGE, formach transakcji, w tym także organizowanych aukcjach kupna/sprzedaży, oferując na giełdzie gaz w wolumenach umożliwiających wykonanie obligo. Problem polega na tym, że nie ma chętnych do zakupów. Mamy więc znowu do czynienia z sytuacją, w której nie wszyscy są traktowani jednakowo. Z jednej strony PGNiG musi wystawiać gaz do sprzedaży na giełdzie i na dodatek martwić się o to, aby znaleźli się na niego kupcy, podczas gdy z drugiej strony część odbiorców woli kupować droższy gaz na granicy zamiast tańszego na giełdzie.