Publiczne czytanie ustawy jest bardzo rzadko wykorzystywaną formą prezentowania poglądów. Wystarczy wspomnieć, że w ciągu ostatnich trzech lat dopiero po raz dziesiąty obywatele mogli skorzystać z tej formuły umożliwiającej bezpośrednie uczestnictwo w procesie tworzenia prawa. Okazją do tego była wzbudzająca wiele kontrowersji społecznych ustawa o odnawialnych źródłach energii. Prace nad jej zapisami, określającymi zasady wsparcia ekologicznych elektrowni, trwają już cztery lata, a mimo to dokument nie wydaje się być gotowy i – zdaniem branży – wymaga wprowadzenia wielu poprawek.
Przemysł bardzo zainteresowany
Nic więc dziwnego, że zabraniem głosu na temat przyszłego systemu wsparcia zielonej energetyki zainteresowane były nie tylko organizacje zrzeszające ekologów, ale także stowarzyszenia branżowe i przedstawiciele największych spółek z tego sektora, m.in. PGE, Energi, CEZ i PGNiG.
– Tak liczna reprezentacja spółek giełdowych świadczy o tym, że spółki te dbają o swoje interesy i lobbują za korzystnymi dla nich rozwiązaniami w każdy prawnie dopuszczalny sposób. Co więcej, zatrudniając wiele tysięcy osób, mogą sobie po prostu pozwolić na delegowanie kilku pracowników do prac analitycznych i nakłaniać do przyjęcia dobrych z ich punktu widzenia rozwiązań prawnych – tłumaczy mec. Eligiusz Krześniak, partner w kancelarii Squire Patton Boggs Święcicki Krześniak.
Jego zdaniem dotychczasowe doświadczenia nie wskazują na to, aby głosy z dyskusji w zasadniczy sposób wpływały na późniejszy kształt ustaw. Posłowie nie mają bowiem obowiązku ustosunkowania się do zgłoszonych zastrzeżeń i postulatów.
Dlatego, zdaniem Krześniaka, wysłuchanie publiczne w przypadku ustawy o OZE może spowodować wydłużenie procesu legislacyjnego o kolejne miesiące i dalsze blokowanie inwestycji w zieloną energię.