Na środę wiceprzewodniczący KE Marosz Szefczowicz zaprosił do Brukseli szefów nienieckich E.ON i RWE, francuskiego Engie (dawny GdF), austriackiego OMV, włoskiego Eni, fińskiego SPP, norweskiego Statoil i polskiego PGNiG. Spotkanie ma być poświęcone wykorzystaniu przez europejskie koncerny, ukraińskich magazynów gazu.
To największe magazyny w Europie, mogące przechować pod ziemią ponad 30 mld m3 gazu. Po raz pierwszy pomysł wykorzystania zbiorników na potrzeby firm z Unii pojawił się w 2014 r. Nie spotkał się jednak z zainteresowaniem, m.in. dlatego, że koncerny chciały od Brukseli gwarancji, że ich gaz z magazynów nie będzie zasilał ukraińskiego systemu gazowego.
Tym razem spotkanie, które jest organizowane na bazie grupy roboczej Eurogas na temat bezpieczeństwa dostaw i wykorzystanie ukraińskich magazynów podziemnych, nie znajduje się w oficjalnym porządku dziennym, podkreśla "Kommersant".
Same firmy podchodzą do sprawy ostrożnie. Biznes polega na zarabianiu, a lokując gaz na Ukrainie, trzeba za to zapłacić, a potem ten gaz musi z powrotem wrócić do właściciela. Zysk jest na razie trudny do wyliczenia.
Naftogaz planuje wydzielenie w samodzielną spółkę magazynów gazowych, by zachodni partnerzy mieli z kim negocjować bezpośrednio. Obecnie w zbiornikach jest 12,3 mld m3 gazu. KE naciska na zwiększenie przed zimą rezerw do nie mniej niż 19 mld m3. Ale Naftogaz nie ma na razie pieniędzy na większe zakupy. Szef koncernu w piątek apelował do ukraińskich firm, by kupowany gaz kierowały do magazynów. Da to koncernowi zyski. Naftogaz udostępni też prywatnych spółkom możliwość importowania gazu rewersem przez Słowację.