Ubiegły rok był okresem swoistej rewolucji w energetyce, realizowanej w niecodziennym stylu, znanym z wojny domowej w Wandei, opisanej przez Pawła Jasienicę w „Rozważaniach o wojnie domowej". Użyta przeze mnie analogia historyczna nie wynika z chęci nienazwania problemu wprost lub posłużenia się chwytem retorycznym. Jest próbą poinformowania o sprawach zawiłych w języku, który może być bardziej niż język prawa zrozumiały dla polityków dokonujących poważnych zmian. Zmian, których skutków nie sposób ponad wszelką wątpliwość przewidzieć, a które dotyczą milionów odbiorców energii, inwestorów oraz naszych relacji ze światem. Zmian, które kiedyś zostaną osądzone surowo przez historię.
Co ma Jasienica do rynku energii
W Wandei, ogarniętej jednocześnie rewolucją francuską i krwawą wojną domową, biedni chłopi i mieszczanie powstali w 1793 r., by bronić króla i Boga, zamiast standardowo domagać się gilotyny i konfiskaty majątków kościelnych. Lektura myśli Jasienicy pomaga teraz w poszukiwaniu logiki rewolucji, jaka w ciągu roku dokonała się w polskiej polityce energetycznej. Rewolucji o tyle nietypowej, że sterowanej odgórnie (centralnie) i bynajmniej nie robionej przez tzw. masy na rzecz biedniejszych. W obu przypadkach chodzi o rewolucje, które gubią swoje pierwotne ideały.
Zasadniczym paradoksem jest to, że partia, która w 2015 r. wygrała wybory w Polsce, miała na sztandarach (w programie z 2014 r.) wypisane hasło „zapewnienia wsparcia dla tzw. energetyki obywatelskiej (prosumpcji)". Zadanie to już wtedy przypisane zostało Ministerstwu Energii (ME, utworzonemu w grudniu 2015 r.).
Tymczasem pierwszą istotną zmianą ustawową przygotowaną przez ME było uniemożliwienie wejścia w życie przepisów ustawy o odnawialnych źródłach energii z lutego 2015 r., które zapowiadały rozwój energetyki prosumenckiej w oparciu o egalitarny mechanizm (sprawiedliwy i dostępny dla biednych) taryf gwarantowanych na energię z mikroinstalacji OZE. A przecież ustawę o OZE (wraz z taryfami gwarantowanymi) uchwalono w Sejmie 20 lutego 2015 r. dzięki posłom PiS.
W czerwcu 2016 r. na wniosek ME Sejm zastąpił system wsparcia dla biedniejszych prosumentów systemem opustów dostępnym jedynie dla bogatych hobbystów. Przy tym wytknięto im, że są niczym „kolekcjonerzy znaczków" i powinni działać „pro publico bono". I choć tracą na swoich inwestycjach w efekcie brutalnie przeprowadzonej zmiany prawa, to ani wsparcie, ani szacunek im się nie należy – jak uważa wiceminister ds. energii.