W toczącej się bardzo aktywnej dyskusji w pięciokącie Wielkich (Wielka Brytania, Francja, Chiny, USA, Japonia) jednym z wątków jest pytanie, który podatnik ma płacić za nowe inwestycje i rewitalizację istniejących zasobów energetyki jądrowej (EJ) w Wielkiej Brytanii: brytyjski (który będzie musiał kupować w Wielkiej Brytanii energię elektryczną na podstawie regulacji państwowych, tę, której na rynku absolutnie się nie da sprzedać) czy francuski (który będzie musiał finansować nieefektywność francuskiego biznesu jądrowego realizowanego przez Orano – Areva po bankructwie – firmę w grupie EDF, za pomocą subsydiowania skrośnego na francuskim rynku energii elektrycznej.
Chocholi taniec
Inny wątek to taki: Chiny i Japonia walczą o rynek Wielkiej Brytanii, aby wejść tam ze swoimi technologiami (wypchnąć blok francuski EPR1600). Z kolei Wielka Brytania chce się wycofać ze zobowiązań rządowych, zwłaszcza związanych z flagowym projektem Hinkley Point C (dwa francuskie bloki EPR1600). USA chcą wejść z amerykańskim blokiem AP1000, ewentualnie z modułowym blokiem NuScale720 (12 modułów po 60 MW). Chocholi taniec z blokami EPR1600 trwa od 2005 r. (początek budowy elektrowni Olkiluoto 3 w Finlandii), ale też jest związany z budową elektrowni Flamanville 3 we Francji rozpoczętą w 2007 r. W tym ostatnim wypadku blok 1650 MW miał kosztować 4 mld € i wejść do eksploatacji w 2013 r. Obecnie wiadomo, że będzie kosztował ponad 12 mld €, a termin wejścia do eksploatacji jest już przesunięty na 2022 r. Praktycznie „bliźniaczą” historię ma elektrownia Olkiluoto 3.
W wypadku Europy Środkowej, czyli też Polski, trzeba dodać chocholi taniec wokół flagowych projektów szóstego Wielkiego – Rosji. Jest to przede wszystkim Bałtycka Elektrownia Atomowa w Kaliningradzie z dwoma blokami VVER-1200. Jej budowa zaczęła się w 2010 r., a przerwana została w 2013 r. (powód – brak perspektyw sprzedaży energii elektrycznej w rejonie Morza Bałtyckiego). Drugim projektem jest Białoruska Elektrownia Jądrowa z dwoma blokami VVER-1200; pierwszy jest w fazie uruchamiania, drugi ma być uruchomiony w 2021 r. Głównym problemem praktycznym (oprócz innych) znowu jest załamanie się „prognoz” zapotrzebowania na energię elektryczną: oczekiwanie Białorusi, że energię elektryczną kupią sąsiednie kraje (Litwa, Polska), okazało się bezpodstawne, a recesja w gospodarce białoruskiej zmniejszyła dodatkowo zapotrzebowanie wewnętrzne.
AFP/ Barakah Nuclear Power Plant
Trzeci projekt to dwa bloki VVER-1200 w elektrowni Paks II na Węgrzech. Tajna początkowo umowa między rządami Węgier i Rosji na budowę elektrowni została podpisana w 2014 r. Zgodnie z umową pierwszy blok miał być uruchomiony w 2024 r., a drugi w 2025; koszt dwóch bloków miał wynosić 12 mld €, a rosyjski kredyt 10 mld €. W kolejnych latach zaczęły się pojawiać, jak zawsze, trudności. Mianowicie projekt został zawieszony na 22 miesiące w związku z kontrolami unijnymi. Dlatego Węgierski Urząd Energii Atomowej wydał licencję na budowę dopiero na początku 2017 r. Na początku 2019 r. umowa została wprawdzie opublikowana (po zaskarżeniu jej utajnienia przez opozycyjnego europosła do sądu, lecz z pominięciem wielu zapisów dotyczących kar umownych), ale „uroczyste” (w atmosferze sukcesu) rozpoczęcie budowy nastąpiło dopiero 20 czerwca 2020 roku. To oznacza, że utrzymanie pierwotnych terminów uruchomienia bloków jest nierealne. Tak samo jak i pierwotnie „zakładanych” nakładów inwestycyjnych. W konsekwencji nie da się dalej podtrzymywać legendy o „taniej” energii elektrycznej dla gospodarki węgierskiej z elektrowni Paks II. Przeciwnie, gospodarka węgierska stanie się w wolnym świecie czterech rynków elektroprosumeryzmu „zakładnikiem” tej elektrowni.