Gminy za prąd płacą i płaczą. W urzędach narasta bunt

Samorządy nie dostały dotąd obiecanych rekompensat za wyższe rachunki za energię. Lokalni włodarze szukają więc oszczędności i dróg ucieczki od państwowego prądu.

Publikacja: 09.06.2019 20:15

Gminy za prąd płacą i płaczą. W urzędach narasta bunt

Foto: Shutterstock

Podwyżki cen prądu nie obejmą samorządów, a jeśli nawet, to władze gmin dostaną rekompensaty, obiecywał pod koniec ubiegłego roku premier Mateusz Morawiecki. Od tamtego czasu upłynęło już niemal pół roku, samorządy płacą wyższe rachunki – i płaczą.

– Samorządowcy są coraz bardziej zniesmaczeni i wnerwieni – mówi „Rzeczpospolitej” Bogusław Kośmider, wiceprezydent Krakowa. – To nam rozwala budżet i lada chwila będzie mieć przełożenie na obciążenia dla mieszkańców – dodaje.

Nasi rozmówcy opowiadają o debatach na sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego, które kończą się bez konkluzji – z obietnicą, że podczas następnego posiedzenia sytuacja się wyklaruje.

CZYTAJ TAKŻE: Energetyka rozproszona to recepta na rosnące ceny prądu

Nic dziwnego, że w urzędach narasta bunt. Zarzewiem stała się akcja łódzkiego ratusza. – Premier z mównicy sejmowej złożył publiczne przyrzeczenie, że ceny energii dla samorządów nie wzrosną, a podwyżki zostaną zrekompensowane – mówił na niedawnej konferencji prasowej wiceprezydent miasta Wojciech Rosicki. – Mija jednak pięć miesięcy nowego roku, a miasto płaci dużo wyższe faktury za prąd, co wpływa w znaczący sposób na jego funkcjonowanie. Chcemy bronić mieszkańców Łodzi przed ewentualnymi podwyżkami biletów czy opłat komunalnych – dowodził.

Łodzianie już podliczyli, ile miasto będą kosztować wyższe rachunki. Tamtejsze MPK musi wygospodarować dodatkowe 13 mln zł, w Zakładzie Wodociągów i Kanalizacji rachunki wzrosną z 2,5 mln do 4,5 mln zł. W łódzkim Aquaparku trzeba będzie dołożyć 800 tys. złotych (60 proc. więcej niż rok temu), Miejska Arena Kultury i Sportu musi znaleźć dodatkowe pół miliona. W efekcie od początku czerwca Łódź przestała płacić rachunki za prąd, a Skarbowi Państwa grozi pozwem za niedotrzymanie obietnic złożonych przez szefa rządu pod koniec ubiegłego roku. Ale to zaledwie wierzchołek góry lodowej.

Włączę agregat i basta

Z rozmów z samorządowcami wynika, że w urzędach miast zaczęło się wielkie liczenie: kto da radę, ten chciałby zmienić system dostarczania energii. Najprościej będzie to zrobić małym gminom, których potrzeby ma szansę zaspokoić nawet nieduża farma fotowoltaiczna. Ale i w dużych JST są możliwości zredukowania uzależnienia od państwowych koncernów.

– U nas ceny są o 73 proc. wyższe niż poprzednie – opowiada w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Krzysztof Iwaniuk, wójt Terespola i przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP. W Terespolu jednym ze sposobów zbicia rachunków jest obniżanie o połowę napięcia w miejskich instalacjach oświetleniowych. – Światła z LED zostanie więcej, więc to nie będzie aż tak zauważalne – mówi Iwaniuk, podkreślając, że oświetlenie uliczne to główna pozycja w tabelkach zużycia energii w miejscowości.

– Wzrosty cen są nieuniknione, tylko dlaczego robi się to skokowo? – pyta retorycznie. – Teraz płacimy 85 groszy za kWh. Ktoś tu u nas wyliczył, że wkrótce kupowanie od państwowych firm stanie się absurdem. Jeżeli cena przekroczy złotówkę, sensowniej będzie kupić najtańszy agregat dieslowski np. na potrzeby szkoły. Jak cena wyniesie 1,50 zł za kWh, to postawimy tu wszędzie agregaty i fotowoltaikę. I kropka – zapowiada. – Możemy się odciąć od sieci, są granice szaleństwa – kwituje.

Iwaniuk wskazuje tu na Lubelszczyznę, która zaspokaja około 17 proc. własnych potrzeb. Idealnym przykładem ma być fotowoltaiczna farma Energia Dolina Zielawy: spółka powołana w 2014 r. do życia przez władze gmin Wisznice, Jabłoń, Sosnówka, Rossosz i Podedwórze. Na produkującą 1,4 MW mocy farmę trzeba było wysupłać 7,8 mln zł, ale znaczną część nakładów pokryto unijną dotacją.

CZYTAJ TAKŻE: Projekt nowelizacji ustawy prądowej trafił do Sejmu

Miejskie elektrownie

Paradoksalnie, dużym miastom może być jednak znacznie trudniej. – Mamy w mieście milion mieszkańców. To potrzeby, które trudno zaspokoić – twierdzi Bogusław Kośmider. – Wybudowaliśmy już ekospalarnię, która jest też producentem prądu, ale w najlepszym przypadku pozwoliłoby to utrzymać krakowskie tramwaje. Oderwanie się od sieci, wyjście z systemu, byłoby potężną inwestycją, na wiele miliardów – oponuje. Eksperci również szacują koszty takich inwestycji na kilkanaście miliardów, a perspektywę czasową – na minimum 5–10 lat.

Owszem, można się tu odwoływać do przykładów z Niemiec. W ostatnich latach pełną samowystarczalność, opartą na OZE, zyskały tam niewielkie miejscowości, jak Feldheim, Neuerkirch czy Kűlz. W przypadku większych miast modelem mogą być Stadtwerken, firmy miejskie, które w przypadku wielu miejscowości starają się również produkować lub przynajmniej dystrybuować energię elektryczną. Przykładowo, Stadtwerke München GmbH dostarcza prąd do 95 proc. z 750 tys. gospodarstw domowych w Monachium.

Nie ma złudzeń, że w Polsce z dnia na dzień narodzą się Stadtwerken. Ale możliwe, że na fali rosnących rachunków i rozgoryczenia niespełnionymi obietnicami rządu, idea zakiełkuje. – Łódź zapewne wiele nie wskóra, ale przynajmniej zwróci swoim buntem uwagę na problemy, z jakimi boryka się teraz każde miasto w kraju – ucina Iwaniuk.

CZYTAJ TAKŻE: Samorządy z nadzieją na brak podwyżek

Eugeniusz Sobczak ekspert ds. samorządów, Politechnika Warszawska

Łódź niewiele zyska na swoim proteście, bo jest sama. Gdyby stanęły za nią wszystkie samorządy, czy przynajmniej największe miasta, miałaby szanse coś ugrać. Ale i tak wszyscy wiemy, że wzrostu cen energii elektrycznej nie da się zatrzymać. Podwyżki cen znacznie obciążają – i będą jeszcze bardziej – finanse JST. Gminy będą musiały zredukować swoje plany co do projektów długoterminowych, zwłaszcza inwestycji. Z kolei uniezależnienie się od dotychczasowych dostawców energii może się udać w małych gminach, ale dla największych byłyby to inwestycje, na które trzeba by czekać nawet dziesięć lat, przy kilkunastomiliardowych nakładach.

Podwyżki cen prądu nie obejmą samorządów, a jeśli nawet, to władze gmin dostaną rekompensaty, obiecywał pod koniec ubiegłego roku premier Mateusz Morawiecki. Od tamtego czasu upłynęło już niemal pół roku, samorządy płacą wyższe rachunki – i płaczą.

– Samorządowcy są coraz bardziej zniesmaczeni i wnerwieni – mówi „Rzeczpospolitej” Bogusław Kośmider, wiceprezydent Krakowa. – To nam rozwala budżet i lada chwila będzie mieć przełożenie na obciążenia dla mieszkańców – dodaje.

Pozostało 91% artykułu
Ceny Energii
Brakuje pieniędzy na rekompensaty za mrożenie cen energii
Ceny Energii
Pusta kasa rekompensat za mrożenie cen ciepła. Za prąd też?
Ceny Energii
O ile wzrosną ceny prądu? Są pierwsze analizy
Ceny Energii
Resort klimatu szykuje bon energetyczny. Kto ma na niego szansę?
Ceny Energii
Ceny energii i gazu znów spadają