W wyniku awarii na stacji rozdzielczej w Rogowcu, należącej do Polskich Sieci Elektroenergetycznych, w poniedziałkowe popołudnie przestało pracować 10 z 11 bloków węglowych w Elektrowni Bełchatów (najnowszy podłączony jest do stacji Trębaczew). W jednej chwili z obiegu wypadło 3,64 GW mocy.
To był ogromny ubytek dla krajowej sieci, ale też ważny test dla całego systemu energetycznego. Eksperci wskazują na konieczność uelastycznienia go, budowy większej ilości rozproszonych źródeł energii, a także dalszych inwestycji w sieci energetyczne.
Więcej elastyczności
Elektrownia Bełchatów to największy krajowy wytwórca prądu – dostarcza do sieci około 20 proc. energii produkowanej w kraju. PSE udało się szybko zastąpić utracone moce poprzez uruchomienie elektrowni wodnych szczytowo-pompowych, zwiększenie mocy w pracujących elektrowniach oraz dzięki dodatkowemu importowi energii z Czech, Słowacji i Niemiec o mocy 1–1,5 GW – na podstawie umów z zagranicznymi operatorami. W sumie w godzinach kryzysowych importowaliśmy nawet 4 GW energii od sąsiadów. Sytuacja od razu przełożyła się na ceny prądu na tzw. rynku bilansującym, gdzie stawki momentalnie wzrosły z około 400 zł do nawet 1500 zł za 1 megawatogodzinę.
– Była to potencjalnie niebezpieczna sytuacja, ale ostatecznie system zadziałał dobrze. Kluczowy okazał się import energii – ocenia Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego.
PSE i tak nie skorzystały z dostępnych dla wszystkich narzędzi. W kryzysowych sytuacjach operator może też wydać polecenie redukcji poboru energii firmom, które zadeklarowały taką usługę w zamian za wynagrodzenie. W ciągu dnia w tego typu zdarzeniach może pomóc też dynamicznie rosnąca produkcja energii ze słońca.