Prezydent Andrzej Duda nie przywiózł z wizyty w USA konkretów dotyczących budowy pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej, ale potwierdził, że nasz kraj chce wykorzystać w tym biznesie amerykańską technologię. Zapowiedział też, że w najbliższym czasie zostanie podpisana umowa pomiędzy USA i Polską, która umożliwi rozpoczęcie prac projektowych. Także wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin potwierdził w czwartek, że Amerykanie będą strategicznym partnerem Polski w tym przedsięwzięciu i że liczy ponadto na ich kapitałowe zaangażowanie w projekt. Szacuje się, że łączny koszt inwestycji w energetykę jądrową o mocy 6–9 GW sięgnie 100–135 mld zł.
Nowa spółka
Jacek Sasin potwierdził jednocześnie, że inwestycję w pierwszy blok jądrowy realizować będzie odrębna państwowa spółka. Jak dotąd prace nad projektem prowadziła spółka córka Polskiej Grupy Energetycznej, w której niewielką część udziałów miały także Enea, Tauron i produkujący miedź KGHM. Władze PGE poinformowały jednak, że nie będą w stanie sfinansować tego projektu. Stąd pomysł przerzucenia tego ciężaru bezpośrednio na barki Skarbu Państwa.
Rządowy plan przewiduje, że uruchomienie pierwszego bloku jądrowego o mocy ok. 1–1,5 GW nastąpi w 2033 r. W kolejnych latach planowane jest uruchomienie kolejnych pięciu takich bloków w odstępach dwóch, trzech lat. To czas, kiedy skończą się dostępne złoża w kopalniach węgla brunatnego i w systemie powstanie luka po elektrowniach opalanych tym surowcem. Z dotychczasowych wypowiedzi przedstawicieli rządu wynika, że to atom ma pokryć tę lukę. Minister klimatu Michał Kurtyka już wystosował w tej sprawie pismo do Komisji Europejskiej, w którym apeluje o możliwość finansowania inwestycji w energetykę jądrową w ramach funduszy przewidzianych na zieloną transformację.
Ulewy zaskoczyły
Zanim jednak doczekamy się prądu z pierwszego jądrowego bloku, nasz system elektroenergetyczny już teraz wystawiany jest na ciężkie próby. Energetycy obawiają się przede wszystkim upałów i suszy, które wpływają na niski stan rzek, a tym samym utrudniają pracę starych elektrowni węglowych. Okazuje się jednak, że dla systemu groźne są także gwałtowne ulewy.