Spółki energetyczne złożyły już wnioski taryfowe na sprzedaż energii elektrycznej (najważniejsza składowa rachunku) do prezesa URE. Chodzi o zatwierdzenie cen dla gospodarstw domowych. Oficjalnie koncerny nie informują o stawkach. Jedynie Polska Grupa Energetyczna przekazała nam, że wnioskowane przez spółki ceny są niższe niż te, które zostały zatwierdzone w bieżącej taryfie na 2023 r. Było to między 1060 a 1130 zł za MWh. Tych cen Polacy nie płacili, bo rząd zamroził je na poziomie z 2022 r. w wysokości 414 zł za MWh. Obowiązują do końca tego roku.
Nieoficjalnie dowiadujemy się, że propozycje taryf tylko na cenę energii wynoszą między 780 zł a nawet ponad 900 zł za MWh. URE może skorygować stawki do kwoty ok. 800 zł za MWh lub niższej. Takie stawki, jakie proponują spółki, oznaczałyby podwyżki rzędu 90–120 proc. za samą energię. W skali całego rachunku byłyby to wzrosty powyżej 70 proc., na rachunku bowiem widnieje też m.in. koszt dystrybucji (ten może się nie zmienić) czy opłata mocowa (wsparcie elektrowni węglowych).
Czytaj więcej
Cen prądu dla gospodarstw domowych nie da się w nieskończoność mrozić, ale skokowy wzrost o 60–70 proc. nam raczej nie grozi. Spodziewałbym się rozmrażania stawek rozłożonego na wiele kwartałów.
Oszczędzasz, płacisz mniej
Takie podwyżki i tak będą wymagać interwencji rządu. Eksperci proponują stopniowe odmrażanie cen. Zdaniem Aleksandra Śniegockiego, prezesa Instytutu Reform, w ostatnich 12 miesiącach ustępujący rząd wprowadził całą paletę rozwiązań ograniczających wzrost cen energii. – Aby uniknąć jednorazowego, skokowego ich wzrostu, warto zacząć ograniczać poszczególne mechanizmy pomocowe już w nadchodzącym roku. Priorytetem powinno być zapewnienie większych bodźców do oszczędzania – mówi Aleksander Śniegocki.