W czwartkowy wieczór Sejm w niecały kwadrans rozprawił się z podwyżkami cen energii. Większością 259 głosów, przy 145 głosach przeciwnych nowelizacji, przyjęto pakiet przepisów mających dostosować rynek energii w drugim półroczu 2019 r. do gwałtownie zmieniającej się sytuacji. Problem w tym, że eksperci na razie przyglądają się wydarzeniom ze sporym dystansem.
– Dobrze, że w końcu coś uchwalono, ale żeby wyniknęły z tego jakieś konkrety, potrzebne będzie rozporządzenie – podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Daria Kulczycka, dyrektor Departamentu Energii i Zmian Klimatu w Konfederacji Lewiatan. To czytelna aluzja do wydarzeń sprzed pół roku, kiedy to Sejm również przegłosował stosowne przepisy, ale nie weszły one w życie, bowiem towarzyszące im rozporządzenie zakwestionowała Komisja Europejska. Na tyle skutecznie, że w konsekwencji urzędnicy musieli napisać ustawę raz jeszcze.
Biurokratyczny chaos
W efekcie zatoczyliśmy koło, przy czym jesteśmy w sytuacji jeszcze bardziej skomplikowanej niż pół roku temu. Ustalona wówczas wersja zakładała, że wszyscy uczestnicy rynku (a jest ich 17 mln, od klientów indywidualnych przez firmy aż po instytucje publiczne), płacą za prąd zgodnie ze stawkami z 30 czerwca 2018 r.
– Teraz ta zasada dotyczy taryfy G, czyli gospodarstw, mikro- i małych przedsiębiorstw, szkół, szpitali – wylicza Kulczycka. – Przemysł, czyli średnie i duże firmy, rozliczy I półrocze w zgodzie z tym pierwszym reżimem, w II półroczu będzie już musiał ustalać ceny z dostawcami – precyzuje.
Adobe Stock
To w sumie jakieś 18,5 tys. firm w Polsce. Można by rzec, że będą się musiały rozliczać według nowych, wyższych o dobre 70 proc., stawek – gdyby nie fakt, że resort stworzył szereg furtek pozwalających nieco pozbijać ceny. Obniżono akcyzę i tzw. opłatę przejściową, będzie można wystąpić o wsparcie w formule de minimis, w ramach którego można otrzymać 200 tys. euro w ciągu trzech lat. Dodatkowe mechanizmy rekompensat mają dostać firmy z branż energochłonnych, jak przemysłowa chemia, hutnictwo, cementownie.
– Rozwiązanie kosztowne jak poprzednie, a znacznie bardziej skomplikowane – podsumowuje Kulczycka. Nasi rozmówcy z branży wytykają też, że z perspektywy Komisji Europejskiej może się ono okazać równie nieakceptowalne jak poprzednie, do podobnych wniosków miały już dojść m.in. Rządowe Centrum Legislacji czy Biuro Analiz Sejmowych. – Na pewno, jeżeli ten system zostanie ostatecznie zaakceptowany, trzeba będzie przepracować 17 mln umów, do tego faktury, plus jeszcze przyjęcie oświadczeń, że ktoś spełnia warunki uprawniające do korzystania z rekompensat. Przedsiębiorcy będą musieli aplikować o de minimis. To kosztowny system więc pewnie też trzeba będzie rekompensować koszty spółkom obrotu – przewiduje Kulczycka.