Na początku tego roku belgijski trybunał konstytucyjny odrzucił ustawę o możliwości przedłużenia pracy w elektrowniach o kolejne 10 lat. Zatem elektrownia w Doel na podstawie ustawy z 2015 roku ma prawo działać jedynie do 2025 roku. Zwolennicy energetyki jądrowej argumentują, że w ten sposób Belgia już wkrótce nie będzie w stanie zaopatrzyć swoich obywateli w prąd.
Analiza ostatnich lat wykazuje jasno, że rozwój produkcji energii odnawialnej w Belgii jak na razie nie jest w stanie skompensować likwidacji energetyki jądrowej. Już w 2020 roku zabraknie 1.500 GWh prądu z OZE do osiągnięcia celów wyznaczonych przez europejską politykę klimatyczną. Jednocześnie Belgia importuje coraz więcej prądu. Jedyna więc możliwość spełnienia brukselskich oczekiwań to znaczny import prądu z OZE z krajów ościennych.
Dotychczas Belgia z łatwością mogła produkować energię elektryczną bezemisyjnie, ponieważ pochodziła ona w dużej mierze właśnie z elektrowni jądrowych w Doel i Tihange, które zbudowano w latach 70. ub. wieku. Tymczasem elektrownie te wywołują od lat protesty mieszkańców graniczących z Belgią regionów w Niemczech. Ich przyczyną były częste awarie i usterki w obu belgijskich elektrowniach (ostatnio w 2019 roku), co powodowało konieczność napraw i remontów.
Niemcy, którzy wychodzą z atomu i stopniowo wygaszają wszystkie swoje elektrownie atomowe, również te wybudowane w latach 80., uważają, że Belgowie, nadal eksploatując stare reaktory, narażają na niebezpieczeństwo znaczą część Europy zachodniej i środkowej. W ostatnich miesiącach dyskutuje się również intensywnie kwestię składowania materiałów wysoko radioaktywnych z Doel i Tihange.