– Naszą energię elektryczną (z elektrowni atomowej pod Ostrowcem – red.) będą kupować. Także Litwini, którzy dziś ją przeklinają. I Polacy, którzy dotąd nie zbudowali swoich dwóch elektrowni. Najważniejsze, że zaproponujemy im normalne ceny – cytuje białoruskiego dyktatora agencja Prime.
Budowana przez rosyjski Rosatom białoruska elektrownia znajduje się 4 km od litewskiej granicy, 40 km od Wilna, 150 km od Mińska i 250 km od Polski (Kuźnica Białostocka). Władze Litwy od początku występowały przeciwko tej budowie, alarmując, że obiekt jest budowany z naruszeniem wielu norm i przez to niebezpieczny nie tylko dla Litwy, innych sąsiadów Białorusi w tym dla Polski, ale też dla całej Europy.
Rzeczywiście wiele na to wskazuje. Głównym źródłem chłodzenia dwóch reaktorów ma być rzeka Wilija – płynąca przez Wilno. A na Białorusi nie ma stacji hydro-akumulacyjnych, w których nocą pompami byłaby tłoczona woda wykorzystana w elektrowni, tak by w dzień mogła poruszać turbiny i produkować prąd.
Na budowie zginęło 5 osób. W lipca 2016 r w czasie transportu, korpus reaktora spadł z wysokości 7 m na betonową podstawę. Po miesiącach ukrywania i kłamstw Rosatom i Aleksander Łukaszenko przyznał, że korpus „zsunął się” w czasie transportu, ale został wymieniony na nowy. Drugi korpus reaktora został uderzony o platformę kolejową. Uderzenie trafiło w elementy awaryjnego systemu chłodzenia. Tego reaktora już nie wymienili i taki został zamontowany.
W lutym 2018 r na budowie popróbowano uruchomić system awaryjnej ochrony reaktora. Pulpit sterowniczy systemu spłonął. W sierpniu 2019 r na głównym placu Ostrowca protestowali pracujących przy budowie elektrowni robotnicy podwykonawców. Nie dostali pieniędzy za pracę.
Obawy wzbudza też zamontowany w Ostrowcu reaktor WWER-1200/491. Ma być najnowocześniejszy i najbezpieczniejszy. Jak dotąd pracuje jeden taki egzemplarz. Rozpoczął pracę 5 lat temu w rosyjskiej elektrowni w Nowym Woroneżu. Zaraz po uruchomienia nastąpiła awaria reaktora. Całkowicie spłonął generator.