Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita”, już w pierwszym dniu wojny, 24 lutego, minister klimatu Anna Moskwa ostrzegała o możliwym braku dostaw rosyjskiego węgla kamiennego i konieczności zwiększenia przez Rządową Agencje Rezerw Strategicznych zapasów węgla. Resort szacował wtedy, że niedobór surowca sięgnie 3 mln ton. Problem potwierdził 1 marca wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin, który przyznał, że węgla w polskich domach może wkrótce zabraknąć. 3 marca do premiera Mateusza Morawickiego miało trafić pismo wzywające do pilnego podjęcia decyzji o utworzenie rezerwy strategicznej węgla.
Pomimo ostrzeżeń premier długo nie podejmował w tym względzie żadnych działań i dopiero 8 maja zlecił utworzenie nieznacznej rezerwy węgla wynoszącej około 300 tys. ton. Przedstawiciele rządu tymczasem wielokrotnie zapewniali, że węgla w Polsce nie zabraknie – również Anna Moskwa, która 1 czerwca oficjalnie przekonywała, że „na dziś mamy zabezpieczone ponad 8 mln ton węgla. Jesteśmy po bezpiecznej stronie”.
Podobną narrację utrzymywali Jacek Sasin, a także wiceminister klimatu Piotr Dziadzio, który uspokajał 29 czerwca, że „mamy zbilansowane zapotrzebowanie na węgiel”, a wręcz „w tym bilansie mamy plus, 1 mln ton w zapasie”.
Niespodziewanie jednak 14 lipca nastąpił zwrot i premier wydał decyzję nakazującą spółkom skarbu państwa pilny zakup łącznie 4,5 mln ton węgla na użytek gospodarstw domowych.