Rynek energii elektrycznej pozostaje pod presją regulacji. Wspomnieć można choćby obowiązujący do końca tego roku system mrożenia cen energii, który uniemożliwia firmom wprowadzanie rynkowych stawek. Proces odmrażania cen co prawda następuje, ale stopniowo. W drugim półroczu wciąż obowiązywać będzie cena maksymalna, tym razem na poziomie 500 zł za MWh dla gospodarstw domowych (wobec 412 zł/MWh obowiązujących wcześniej) i 693 zł za MWh dla mikroprzedsiębiorców, a także małych lub średnich przedsiębiorców. W rządzie pojawiają się informacje o konieczności przedłużenia osłon, nie jest jednak jasne, czy w przyszłym roku, poza utrzymaniem dodatków dla najuboższych, będą nadal mrożone ceny.
Pojawiają się też kolejne wyzwania rynkowe, jak konieczność wyłączania instalacji OZE na polecenie Polskich Sieci Elektroenergetycznych, kiedy w wietrzne i słoneczne dni mamy do czynienia z nadmiarem energii elektrycznej. Koszty nierynkowych wyłączeń rosną. Ta kwota pomniejsza przychód na produkcji energii elektrycznej z farm fotowoltaicznych czy wiatrowych. Spółkom przysługują z tego tytułu rekompensaty, ale ich wyliczenia i otrzymanie środków następują z dużym opóźnieniem.
Niesprzyjające prawo
Nie pomaga legislacja. Od 2016 roku praktycznie wstrzymane były inwestycje w budowę wiatraków na lądzie, a to za sprawą zasady 10H, która zakazywała stawiania wiatraków w odległości mniejszej od zabudowań niż dziesięciokrotność wysokości turbiny. To praktycznie zablokowało wszelkie nowe projekty. W 2023 roku częściowo zniesiono zasadę 10H, przyjęto, że odległość 10H może zostać zmniejszona przez radę gminy w ramach uchwalonego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, nie może jednak być mniejsza niż 700 metrów. Obecnie opracowany został projekt ustawy, który znosi generalną zasadę 10H i umożliwia budowę farm wiatrowych w odległości 500 metrów od zabudowań. Branża wiatrowa czeka na jej przyjęcie. W ocenie skutków regulacji zaznaczono, że poprzednia, częściowa liberalizacja (700 metrów) uwolniła około 18 tysięcy kilometrów kwadratowych. Nowe przepisy uwolnić mają dodatkowe 32,5 tysiąca kilometrów kwadratowych.
Inwestorzy borykają się też z długim czasem inwestycji. Budowa wiatraków na lądzie w Polsce trwa około siedmiu lat. Tymczasem proces ten mógłby przebiegać szybciej. Dużo czasu zajmuje uzyskanie zgód i pozwoleń administracyjnych. Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej zaznacza, że trzeba jak najszybciej uzupełnić braki kadrowe w urzędach, tylko wtedy procesy zostaną usprawnione. Dziś bowiem brakuje wyspecjalizowanych pracowników, przez co procedury mocno się wydłużają. Długi czas realizacji budowy oznacza późniejszy zwrot z inwestycji, ale też rodzi ryzyko wzrostu kosztów w dobie drożejących produktów i usług. Mieliśmy jakiś czas temu serię komunikatów zagranicznych koncernów o odłożeniu lub rezygnacji części projektów wiatrowych ze względu na wzrost kosztów inwestycji.
Cały czas jedną z największych bolączek są ograniczone możliwości przyłączenie nowych instalacji do krajowej sieci elektroenergetycznej. Rośnie liczba odmów, co wywołuje spory między podmiotami zainteresowanymi inwestycjami w źródła odnawialne a operatorami sieci.
Prezes Urzędu Regulacji Energetyki, podsumowując 2023 rok, poinformował, że suma mocy ze wszystkich negatywnie rozpatrzonych wniosków o przyłączenie, które zostały złożone u operatorów, wyniosła 83,6 GW. To o ponad 60 proc. więcej niż rok wcześniej. Choć jednocześnie URE podkreślał, że nie jest to realna wielkość mocy, której odmówiono przyłączenia, niejednokrotnie bowiem przedsiębiorcy składają te same wnioski o przyłączenie do różnych miejsc w sieci.