Rząd przygotowuje plan restrukturyzacji energetyki, który zakłada wydzielenie aktywów węglowych z trzech kontrolowanych przez państwo spółek energetycznych, i specjalne dotacje dla elektrowni węglowych, które zamkną się do 2040 roku. Jednak analiza istniejących już planów zamykania elektrowni PGE, Taurona i Enei wskazuje, że kres energetyki węglowej w Polsce może nastąpić do 2035 roku w ramach tzw. business as usual. Dlaczego więc obywatele mają dopłacać za przedłużanie żywota biznesu, który niszczy klimat?
Podczas gdy Unia Europejska przyspiesza odchodzenie od węgla, nasi decydenci nadal twierdzą, że węgiel pozostanie podstawą polskiej energetyki. Wicepremier Jacek Sasin stwierdził niedawno, że węgiel może pozostać częścią miksu energetycznego nawet do 2060 roku. Takie obietnice są oderwane od rzeczywistości. W pierwszej połowie 2020 roku polska energetyka wyprodukowała najwięcej energii z węgla spośród wszystkich państw Unii, prześcigając w tym względzie energetykę niemiecką. Większość krajów UE odejdzie od węgla w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Polska staje się ostatnim węglowym skansenem Europy.
NABE: węglowy worek bez dna?
Szefowie spółek energetycznych apelują do rządu o wydzielenie aktywów węglowych do osobnej spółki. W odpowiedzi na te wezwania Ministerstwo Aktywów Państwowych przygotowało koncepcję utworzenia Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE), do której mają zostać przeniesione aktywa węglowe trzech koncernów energetycznych: PGE, Enei i Tauronu. Według medialnych doniesień koncepcja zakłada, że większość elektrowni węglowych przeniesionych do NABE zostanie zamknięta do 2040 roku z wykorzystaniem dodatkowych dotacji. Najnowsze bloki węglowe, które powstały w ciągu ostatnich kilku lat i te, które są jeszcze w budowie, miałyby działać jeszcze po 2040 roku.
Bloki energetyczne w Opolu/ mat.pras.