Składowiska odchodów komunalnych i odpadów przemysłowych ulokowane są blisko miejsc wydobycia ropy przez Rosneft i Łukoil – w rejonie Chanty-Mansyjska i Jamalsko-Nieniemckim okręgu autonomicznym, dowiedziała się gazeta RBK.
Jako jedną z przyczyn powstania dzikich wysypisk inspektorzy podają „permanentny kryzys ” w kierownictwie instytucji odpowiedzialnych za kontrolowanie wypełniania przepisów o ochronie środowiska. Brak ludzi, brak nadzoru, korupcja określona jako „(korupcyjny schemat zaniżania klasy szkodliwości odpadów”), doprowadziły do utworzenia gór nielegalnych i trujących środowisko odpadów.
Są to nie tylko odpady komunalne, ale też resztki materiałów wykorzystywanych przy wierceniu i wydobywaniu ropy. W podsumowaniu raportu autorzy piszą: w latach 2010-2017 ponad 70 proc. odpadów należało do 5 klasy szkodliwości, a 30 proc. do czwartej klasy. Urzędnicy w Moskwie zapowiedzieli kontrole tego co się dzieje w Zachodniej Syberii w miejscach wydobycia surowców. Przedstawiciel Rosneft ze zwyczajną dla tego koncernu arogancją odpowiedział na pytana dziennikarzy, że ci którzy składowiska skontrolowali nie mieli do tego prawa.
W Łukoilu zapewnili, że żadnych dzikich wysypisk nie mają a wszystkie odpady z wierceń są przerabiane na materiały budowlane przez legalne firmy.
To nie pierwszy przypadek degradowana wyjątkowej syberyjskiej przyrody przez rosyjskie koncerny. Głośna była sprawa zatrucia bajkalskiego przyrody przez Bajkalski kombinat celulozowo-papierniczy. Walka o jego zamknięcie trwała wiele lat. Ostatecznie fabryka należąca do skarbu państwa (49 proc.) i bogacza Nikołaja Makarowa (51 proc.) przestała pracować w grudniu 2013 r. Wtedy Kreml argumentował, że ochroni to bajkalską przyrodę i cały unikalny obwód irkucki i stworzy „sprzyjające warunki do rozwoju małego i średniego biznesu”. Nie poszły jednak za tym żadne specjalne programy wspierające ten kierunek.