Od początku prezes Transneft – rosyjskiego monopolisty w eksporcie ropy twierdził, że koncern nie odpowiada za gigantyczny blamaż jakim były dostawy do klientów zagranicznych (w tym Polski) w kwietniu zanieczyszczonej chlorkami organicznymi ropy.
CZYTAJ TAKŻE: Oczyszczenie „Przyjaźni” zajmie osiem miesięcy, Polski w tym planie nie ma
Jest jednak inaczej. W piątek zatrzymani zostali trzej pracownicy Transneft, którzy zatrudnieni są w stacji przemysłowo-rozdzielczej Łopatino (należy do Transneft-Drużba – rosyjskiego operatora naftociągu). Są podejrzani o udział w zanieczyszczeniu ropy. Wcześniej sąd nałożył areszt domowy na troje innych pracownikow Transneft, umoczonych w aferę.
Tymczasem Mińsk, który w wyniku zniszczenia przez chlorki o stężeniu kilkadziesiąt razy przekraczającym normy, kilku urządzeń w rafinerii w Mozyrze musiał wstrzymać eksport, zagroził Moskwie sądem międzynarodowym.
Białoruś oceniła swoje straty na co najmniej 130 mln dol., w tym 20 mln dol. to koszt zniszczonych urządzeń rafinerii, strony do dziś nie doszły do porozumienia w sprawie odszkodowania.
– Sprawa, w wypadku nieosiągnięcia ugody, będzie się rozstrzygać na drodze sądowej – powiedział w piątek Igor Liaszenko wicepremier Białorusi. Dodał, że rafineria w Mozyrze nie ma innego źródła dostaw surowca jak naftociąg Przyjaźń.