Jest długo oczekiwane rozporządzenie dotyczące obowiązku OZE, które muszą spełnić firmy przemysłowe w Polsce. Jaka jest ocena branży nowego rozporządzenia?
To niej jest żaden kompromis. Kompromisową propozycją była ta pierwotna, rzędu 12,5 proc. Branża OZE proponowała 18,5 proc. Poziom rzędu 8,5 proc. obowiązku OZE to uderzenie w branżę zielonych technologii, która miała być odciążona przez ten rząd, a widzimy działania tożsame z tymi, które stosowała wobec nas poprzednia „prowęglowa” władza. Dostrzegamy wręcz podobieństwa poprzedniej władzy z tą obecną, która także jest pod silnym wpływem lobby węglowego w kontrze do interesu kraju. Rząd oblewa drugi test wiatrowy po projekcie ustawy wiatrakowej, która miała odblokować wiatrowy potencjał. Ten projekt zawodzi branżę OZE, tak samo jak zawodzi poziom obowiązku OZE rzędu 8,5 proc. To nic innego jak podważanie praw nabytych względem inwestorów OZE z poprzednich lat. Chodzi nie tylko o inwestorów zagranicznych, ale także, a może przede wszystkim, o firmy krajowe.
Czytaj więcej
W Dzienniku Ustaw opublikowano rozporządzenie ws. poziomu obowiązku umorzenia zielonych certyfikatów. Zamiast proponowanych przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska 12 proc. poziom ten będzie wynosił 8,5 proc. w 2025 r. Obecnie to 5 proc. Zrezygnowano także z ustalenia tego obowiązku na kilka lat do przodu, na czym zależało branży OZE.
Przeciwnicy podwyższenia obowiązku OZE wskazują, że głównym beneficjentem będą firmy zagraniczne. Czy tak byłoby faktycznie?
To kłamstwo. Na tym rynku nie dominują inwestorzy zagraniczni. Ok. 2 GW mocy w OZE korzystających z zielonych certyfikatów to mali inwestorzy, posiadający 2-3 wiatraki. Stanowi to ok. 30 proc. Kolejne 30 proc. to duże polskie firmy, w tym z udziałem Skarbu Państwa, jak Polska Grupa Energetyczna, Tauron, a także Polenergia, ONDE, Respect Energy. Stanowi to ok. 60 proc. rynku, jeśli chodzi o zielne certyfikaty. Pozostałe ok. 40 proc. to firmy zagraniczne.
Obowiązek OZE jednak będzie wyższy niż obecne 5 proc. Czy to nie oznacza mimo wszystko wzrostu cen uprawień do emisji?
Wyższy poziom obowiązku OZE miał dać nam perspektywę zmniejszenia nadpodaży zielonych certyfikatów, do której doprowadziło blokowanie rozwoju OZE przez poprzednią ekipę rządzącą. Obecna idzie tymi samymi śladami. Nadpodaż będzie rosła, mimo że obowiązek będzie nieznacznie większy. Nadpodaż będzie większa, ponieważ nadal pozostaniemy z pulą zielonych certyfikatów rzędu 30 TWh, a jednocześnie pojawi się kolejna wyprodukowana zielona energia z farm wiatrowych, które korzystają z tego systemu wsparcia jak zielone certyfikaty. Przy takim poziomie obowiązku OZE system nigdy się już nie odbuduje, a branża wiatrowa zostanie w 2031 r. (wygaśnięcie mechanizmu wsparcia w formie sprzedaży energii z zielonymi certyfikatami – red.) z nadwyżką zielonych certyfikatów rzędu ok. 100 TWh. Przy 8,5 proc. obowiązku cena zielonych certyfikatów nadal będzie bardzo niska. Chciałbym wytłumaczyć, że to nie poziom OZE wyznacza cenę zielonych certyfikatów, a nadpodaż, która będzie rosła. To wspominana nadpodaż wyznacza cenę, a ta przy takim poziomie obowiązku OZE nie zmieni się.
Co to będzie oznaczać dla branży?
Dla niektórych firm oznaczać to będzie upadek, a część firm będzie składać pozwy. Moim zdaniem pozwy sądowe wymierzone w polskie państwo, które nie dotrzymuje – naszym zdaniem – umów, mogą pojawić się nawet w tym roku. Jednym z warunków zgody Komisji Europejskiej na system zielonych certyfikatów był rozwój rynku, aktywna gra ceną, a nie tłumienie jej. Chodziło o pokrycie popytu z podażą. To pogorszy także odbiór w Brukseli kolejnych próśb polskiego rządu dotyczących zgody na pomoc publiczną dla innych branż, jak rynek mocy. Zamiast wsparcia branży OZE, rząd ulega lobby przemysłu ciężkiego, który nie chce transformacji. Polski rząd chyba także tej transformacji nie chce. Moim zdaniem inwestorzy OZE poskarżą się do Komisji Europejskiej, co tylko utrudni rozmowy polskiemu rządowi w innych, dla niego ważnych kwestiach, jak rynek mocy czy atom.