– Jeśli koszt zaspokojenia potrzeb energetycznych jest tak wysoki, że członkowie gospodarstwa domowego stają przed dylematem, czy je ograniczać, czy też oszczędzać kosztem innych dóbr, np. żywności, leków czy edukacji, to mówimy o ubóstwie energetycznym – definiuje IBS, który w raporcie próbuje oszacować skalę zjawiska.
1,3 mln gospodarstw
Wnioski nie są optymistyczne. Choć statystyki pokazują zmniejszanie się liczby osób ubogich energetycznie na przestrzeni ostatnich kilku lat (m.in. dzięki programowi 500+), to problem dotyczy nadal 4,6 mln osób zamieszkujących 1,3 mln gospodarstw.
Byłoby jeszcze więcej, gdyby zastosować kryterium z Wielkiej Brytanii: 10 proc. dochodów przeznaczanych na energię i ciepło. – Wtedy 40 proc. naszych gospodarstw domowych zyskałoby status ubogich energetycznie – zauważa Konstancja Ziółkowska, analityk IBS. – Dlatego do tej grupy zaliczamy odbiorców z najniższymi dochodami i dopiero w tej grupie szukamy tych, którzy muszą liczyć się z wysokimi kosztami energii – tłumaczy.
IBS rozróżnia ubóstwo energetyczne od dochodowego. To zbiory pokrywające się tylko w pewnym stopniu. Istnieją osoby, które mieszkają w starych, nieocieplonych domach, choć ich dochody nie są bardzo niskie. Są też oszczędzający na ogrzewaniu i żyjący w warunkach niskiego komfortu cieplnego. – Z drugiej strony osoba o niskich dochodach mieszkająca w małym lokalu ocieplonego bloku zazwyczaj ma niewielkie rachunki za energię – dodaje Ziółkowska.