Czyli - jeżeli już - to inwestor strategiczny?
Mam nadzieję, że taki właśnie będzie kierunek działań właściciela. Prosta sprzedaż to, co prawda, szybkie pieniądze, ale małe pieniądze. Inwestor finansowy chce tanio kupić, a potem trochę się rozejrzeć na boki i sprzedać w całości albo w częściach temu, kto da najwięcej. Z punktu widzenia interesów państwa i bezpieczeństwa energetycznego Polski, nie byłaby to dobra sytuacja. Jeśli jednak wprowadzić do założeń prywatyzacyjnych warunek szybkiego rozwoju Grupy Lotos, wtedy inni będą partnerzy do rozmów i zupełnie inna gra. W skali światowego biznesu naftowego nie znaczymy wiele, choć – co z muszę z przyjemnością stwierdzić – nasza wartość i rozpoznawalność szybko rośnie. Sprzedać Lotos jakiemuś gigantowi z warunkami dotyczącymi przyszłego rozwoju firmy, miejsca prowadzenia jej działalności itp. będzie bardzo trudno. Ci duzi chcą sami podejmować decyzje, a na małych nam nie zależy. Pozostaje więc spokojna, rozsądna, ewolucyjna droga szukania partnera do wspólnych inwestycji, kogoś doświadczonego w upstreamie, kto dostrzeże potencjał rynku polskiego oraz regionu i zechce wraz z Lotosem być na nim dużym graczem. Taki proces nie odbędzie się z dnia na dzień, ale jego skutki dla Lotosu, dla bezpieczeństwa energetycznego i dla wartości aktywów skarbu państwa będą niezwykle pozytywne.
Jak będą kształtowały się ceny paliw w najbliższym czasie?
Moim zdaniem nie ma zagrożenia wzrostu cen do 6 zł. Chyba, że mówimy o paliwach premium, ale przypominam, że mniej się ich zużywa na 100 km. Cena na stacji zależy głównie od relacji złotego do dolara. Notowania ropy są obecnie stabilne, choć jest to rynek ogromnie wrażliwy na zatargi polityczne (np. konflikt z Iranem) i wydarzenia losowe (np. awaria wielkiej platformy). Wprowadzenie podwyższonej akcyzy na olej napędowy mamy już praktycznie zbilansowane. Zakładam, że ten rok przyniesie stabilne poziomy cen paliw. A jeśli sytuacja na światowych rynkach gwałtownie się nie pogorszy, w okolicach czerwca będziemy obserwowali ceny paliw podobne do obecnych a może nawet niższe.
Czy to prawda, że to „złe" koncerny paliwowe są odpowiedzialne za tak wysokie ceny pali w Polsce?
Firmy naftowe są ofiarą, a nie beneficjentem istniejącej sytuacji. Wiem, że teraz jest modne wskazywanie na nie palcem, jako winnych, ale to jest kompletnie bez sensu. My tracimy, a nie zyskujemy, na obecnych relacjach ceny ropy, kursu złoty – dolar oraz obciążeniach podatkowych. Z kilku względów. Wzrost cen powoduje zmniejszenie wielkości zakupów i mniejsze zyski dla rafinerii. Z niepokojem sięgam rano po gazetę, czy gdzieś nie tąpnęło, co natychmiast wywoła skok notowań ropy. Jesteśmy w bardzo wrażliwym politycznie, ekonomicznie i społecznie sektorze energetyki. Robimy, co możemy, żeby zahamować wzrost cen paliw: obniżamy marżę, zwiększamy wydajność przerobu ropy. Nie tylko dlatego, żeby więcej sprzedawać, ale też ze względu na społeczną odpowiedzialność, którą postrzegamy jako część naszej strategii.