Szelf ciągnie się przez najbardziej lodowate morza rosyjskiej północy: Barentsa, Karskie, Pieczorskie, Łaptiewów, Wschodnio-Syberyjskie, Czukockie i Ochockie. Pod dnem leży tam wielkie bogactwo, którego niebawem zacznie światu brakować - ropa i gaz.
Od kilku lat Rosjanie próbują się do nich dostać, pracują na 25 złożach, ale wyniki są słabe. Powodem jest przede wszystkim zła polityka wobec zasobów szelfu.
Najpierw Kreml głosił, że arktyczne złoża są dostępne tylko dla państwowych koncernów. Czyli dla Gazpromu i Rosneft. O ile ten pierwszy ma już pewne doświadczenie ze złóż Sztokman na Morzu Barentsa i z Sachalina, to ten drugi pompuje ropę tylko na lądzie.
Po kilku latach okazało się więc, to co od początku było do przewidzenia - że bez pomocy doświadczonych prywatnych firm, rosyjskie giganty sobie w Arktyce nie poradzą.
Kreml zmienia więc zasady i dopuszcza prywaciarzy na szelf. Ale niczym dziewica, która jednocześnie chce i boi się stawia przy nich uzbrojone ciotki - armię i służbę bezpieczeństwa (FSB).