Dyrektor wykonawczy BP, Robert Dudley, został cztery lata temu z hukiem wywalony z posady szefa TNK-BP przez rosyjskich oligarchów. Mieli mu za złe, że zajmuje się firmą i owszem, ale tylko tak, by jak najwięcej kasy spłynęło do samej BP.
Dudley wyjechał więc z Rosji i dwa lata później awansował na szefa całego globalnego koncernu. Jego poprzednik skompromitował się tragiczną katastrofą platformy w Zatoce Meksykańskiej. Platforma spłonęła, zginęło 11 ludzi i miliony morskich stworzeń, a amerykańskie wybrzeża zalała wypływająca przez miesiąc z dziury w dnie ropa.
Tamta katastrofa odbija się BP czkawką do dziś i powinna nauczyć koncern pokory i otwarcia na partnerów. Ale pod wodzą Dudley'a współpraca z rosyjskim właścicielem połowy TNK-BP w ogóle zamarła. Strony spierały się o każdy detal, a że każda miała po połowie akcji, to trwały w decyzyjnym klinczu. Oligarchowie skarżyli się, że Brytyjczykom zależy tylko na ssaniu maksymalnych dywidend. Mieli wydoić TNK-BP na ponad 16 mld dol., niewiele wnosząc w zamian.
Na początku 2011 r. Rosjanie skutecznie zablokowali więc szumnie ogłoszony w Londynie alians BP z konkurencją, czyli nowym prezydenckim pupilkiem - koncernem Rosneft. W odpowiedzi BP usztywnił kontakty ze spółką oligarchów. W czerwcu z fotela szefa TNK-BP nagle odszedł jeden z oligarchów, Michaił Friedman. Wyjaśnił, że nie sposób już zarządzać firmą, w której właściciele ciągle się kłócą. Dzień później Brytyjczycy wydali komunikat o sprzedaży swojej połowy udziałów.
Teraz całość TNK-BP kupuje Rosneft pod warunkiem, że znajdzie potrzebne 41 mld dol. Na razie pieniędzy szuka a do Rosji wraca... Robert Dudley. Szef BP wejdzie do prezydium komitetu koordynującego integrację obu gigantów, ogłosił w czwartek Rosneft.