W powodzi złych wieści z Wyspy Afrodyty, z giełd i rynków surowcowych, chce się usłyszeć w końcu coś pozytywnego. Wiadomość z syberyjskiego Surgutu jest może dla przeciętnego czytelnika obojętna, ale dla interesujących się rynkiem energetycznym - ciekawa i pozytywna. Pokazuje, że wcale nie trzeba być jak inni paliwowi giganci - rozpychać się na świecie, kupować aktywa, poszukiwać i wiercić, by uzyskiwać ponad przeciętne wyniki.
A Surgutnieftiegaz tego nie robi, a znów okazał się najbogatszym koncernem świata. Ogłoszone dziś wyniki za ubiegły rok pokazują, że zasoby zgromadzonej przez koncern gotówki zwiększyły się o prawie 6 procent i wynoszą już odpowiednik 31,7 mld dol. Dla porównania lider branży - amerykański Exxon zgromadził ok. 18 mld dol.
Surgutnieftiegaz to koncern tajemniczy i od początku działający inaczej. Powstał w 1993 r z przedsiębiorstwa państwowego, ale choć od lat jest na moskiewskiej giełdzie, jego akcjonariat do dziś pozostaje nieznany. Według rosyjskich mediów, koncern kontroluje jego długoletni dyrektor generalny Władimir Bogdanow, poprzez kilkadziesiąt spółek. Oficjalnie Bogdanow ma ok. 5 proc. Forbes ocenia jego majątek na ponad 3,3 mld dol.
Urodzony niedaleko Surgutu Bogdanow to swojak od początku związany z naftową branżą regionu Tiumeńskiego. To on kupił Surgutnieftiegaz dwadzieścia lat temu i zbudował z prowincjonalnej firmy czwarty największy koncern paliwowy Rosji. Nie wiadomo skąd miał dość pieniędzy na kupno, ale od początku postawił na rosyjski rynek i bazowanie ma własnych środkach.
Surgunieftiegaz nie bierze kredytów, a co zarobi, to odkłada na konta bankowe. I udanie ten kapitał powiększa. Bogdanow unika publicznych wystąpień, nie wypowiada się ani o firmie, ani o gospodarce w ogóle. Za to dużo inwestuje w samym Surgucie. Dzięki koncernowi zapyziałe, półmilionowe, prowincjonalne miasto wyładniało i może pochwalić się kilkoma niezwykłymi budowlami.