OZE zagraża polskiej energetyce?

Jeśli wewnątrz branży odnawialnych źródeł energii (OZE) nie dojdzie do porozumienia, energetyka może mieć kłopoty. A blackout w 2016 r., po koniecznym wyłączeniu części starych bloków, może się okazać realnym zagrożeniem

Publikacja: 07.05.2013 13:06

Energetyka wiatrowa w Polsce to najszybciej rozwijająca się w ostatnich latach technologia odnawialn

Energetyka wiatrowa w Polsce to najszybciej rozwijająca się w ostatnich latach technologia odnawialna

Foto: Fotorzepa, Łukasz Solski Łukasz Solski

Jednak pojawia się szansa na pierwszy kompromis i rozwiązania podglądane w Skandynawii, które mogłyby się znaleźć w małym trójpaku, którym w środę będzie się znów zajmowała podkomisja sejmowa (a posłowie chcą go przyjąć jeszcze w maju). To porozumienie ma dotyczyć systemu informacji o zielonych certyfikatach (świadectwa pochodzenia energii, które przedsiębiorstwa energetyczne muszą kupować, by spełnić normy udziału zielonej energii, albo płacą opłatę zastępczą w NFOŚiGW).

Docelowo chodzi o pogodzenie interesów energetyki wiatrowej i innych odnawialnych źródeł energii (OZE) oraz producentów biomasy, a konkretnie zwolenników współspalania węgla z biomasą. Jednak na razie do takiego porozumienia (by coraz bardziej ograniczać współspalanie) jest daleko.

A to właśnie współspalanie, z którego mamy w Polsce ok. połowy zielonej energii, w dużej mierze przyczyniło się do załamania zielonych certyfikatów. Elektrownie przestały odbierać paliwo z biomasy (po co produkować zielone certyfikaty, gdy jest ich dużo i są tanie?), a jego producenci wyszli na ulicę w obronie ok. 60 tys. miejsc pracy (jak podaje Stowarzyszenie Polska Biomasa – chodzi o producentów i ich kooperantów).

Wartość nadwyżki świadectw pochodzenia energii przekracza już 1 mld zł. A wartość funduszu interwencyjnego wyniesie 300 mln zł

Wiatrowa propozycja

Jednym z głównych problemów okazuje się dostęp do informacji o zielonych certyfikatach, bo publikowane są one raz w roku, a nie na bieżąco. Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (w tę branżę kryzys mocno uderzył – inwestycje praktycznie stanęły) zaproponowało wprowadzenie regulacji dotyczących publikacji przez administrację pełnych danych o systemie świadectw pochodzenia na zakończenie każdego miesiąca i roku.

Chodzi o dane z Urzędu Regulacji Energetyki (URE) o wydawanych i umarzanych certyfikatach (i sprawach w toku w zakresie wydawanych wniosków i nieumorzonych certyfikatów), dane z Agencji Rynku Energii (ARE) o produkcji zielonej energii w poszczególnych technologiach OZE i dane z NFOŚiGW o uiszczanej opłacie zastępczej. Jak tłumaczą pomysłodawcy, chodzi o zapewnienie transparentności informacji o istniejącym i prognozowanym popycie i podaży na rynku zielonych certyfikatów.

Dziś sprawa omawiana będzie na spotkaniu w resorcie gospodarki, na którym m.in. z wiceministrem Jerzym Pietrewiczem spotkają się i przedstawiciele branży wiatrakowej, biomasowej, i grup energetycznych. Na wcześniejszych spotkaniach dyskutowano m.in., że do sytuacji nadzwyczajnych stworzony zostanie fundusz o wartości 300 mln zł (połowa od energetyki, połowa z NFOŚiGW) do skupu certyfikatów w kryzysowym momencie.

Konieczna zmiana

– Z kwietniowego raportu ARE wynika, że produkcja energii z OZE wyniosła w 2012 r. 16,8 TWh, o 4 TWh więcej niż w 2011 r. Z kolei np. według URE produkcja zielonej energii wyniosła 13,8 TWh. A z informacji TGE wynika, że nieumorzone pozostają certyfikaty na poziomie 4,97 TWh. I to wszystko w sytuacji, gdy przez kilka miesięcy toczyła się dyskusja o załamaniu rynku zielonych certyfikatów – mówi „Rz" Grzegorz Skarżyński z Tundra Advisory, firmy doradczej specjalizującej się w energetyce wiatrowej.

– Z bałaganu informacyjnego wynika jedno: wciąż mamy nadpodaż certyfikatów i świadomość, że to zjawisko narastało od 2010 r. m.in. z powodu braku dobrego systemu informacyjnego – dodaje Skarżyński.

– W Szwecji, W. Brytanii czy Norwegii takie dane są powszechnie dostępne i podawane w Internecie co miesiąc. Nasuwa się mało optymistyczna refleksja, że skoro tak trudne jest wprowadzenie nieskomplikowanych rozwiązań, to jak oczekiwać, że poważniejsze problemy, które stoją na drodze do zakończenia prac nad dużym trójpakiem, zostaną rozwiązane – wskazuje ekspert.

Chodzi m.in. o uchwalenie ustawy o OZE, na którą czeka branża (inne składowe trójpaku to nowelizacja prawa energetycznego i prawo gazowe).

Jednak pojawia się szansa na pierwszy kompromis i rozwiązania podglądane w Skandynawii, które mogłyby się znaleźć w małym trójpaku, którym w środę będzie się znów zajmowała podkomisja sejmowa (a posłowie chcą go przyjąć jeszcze w maju). To porozumienie ma dotyczyć systemu informacji o zielonych certyfikatach (świadectwa pochodzenia energii, które przedsiębiorstwa energetyczne muszą kupować, by spełnić normy udziału zielonej energii, albo płacą opłatę zastępczą w NFOŚiGW).

Pozostało 87% artykułu
Energetyka
Inwestorzy i przemysł czekają na przepisy prawne regulujące rynek wodoru
Energetyka
Niemiecka gospodarka na zakręcie. Firmy straszą zwolnieniami
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej