Szkocki rząd autonomiczny w 2011 roku wyznaczył sobie za cel osiągnięcie wielkości wytwarzania energii ze źródeł odnawialnych na poziomie 100 proc. szkockiego zapotrzebowania na energię. Spowodowało to, że zarówno na lądzie jak i u szkockich wybrzeży jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać farmy wiatrowe.
Inwestorów zachęca dodatkowo niezwykle hojny system subsydiów fundowany przez rząd w Londynie z rachunków za energię płaconych przez konsumentów.
Ten korzystny układ może się jednak zmienić w efekcie referendum. Brytyjski sekretarz ds. energii Edward Davey poinformował bowiem, że w przypadku ogłoszenia przez Szkocję niepodległości, system subsydiów dla energetyki odnawialnej będzie musiał ulec zmianie.
Oznacza to w najlepszym razie dwa a w najgorszym nawet pięć lat trudnych negocjacji, co może zniechęcić inwestorów do budowy nowych farm wiatrowych w Szkocji a na pewno uniemożliwi wypełnienie szkockiego celu dla energetyki odnawialnej.
Pojawiły się również sugestie, że szkocki rząd będzie musiał wziąć na siebie sfinansowanie subsydiów dla już zbudowanych farm wiatrowych, co mogłoby okazać się katastrofalne dla budżetu niepodległego kraju. Trzeba bowiem pamiętać, że Szkocja liczy sobie zaledwie 5,3 mln mieszkańców a to oznacza, że koszt subsydiów będzie rozkładał się na znacznie mniejszą liczbę konsumentów, co nieuchronnie wpłynie na znaczącą podwyżkę rachunków za energię.