Komunikat końcowy po sesji ministrów ds. naftowych kartelu nie wymienił nowego limitu wydobycia przez 13 krajów. Ostatni raz zdarzyło się to w 2011 r., gdy Arabia Saudyjska wymusiła zwiększenie wydobycia, aby uniknąć skoku cen z powodu wojny domowej w Libii — Nie ma decyzji, nie ma żadnej liczby — stwierdził Irańczyk Bijan Zangeneh po obradach.
W pierwszych godzinach ministrowie byli zgodni przedłużyć dotychczasową politykę. To oznaczało podwyższenie łącznego limitu z 30 mln bd do 31,5 mln, po powrocie Indonezji, do poziomu rzeczywistego wydobycia. Później zmieniono wszystkie decyzje, nie zajmując oficjalnego stanowiska o dalszym działaniu. Nie wiadomo, co się stało za zamkniętymi drzwiami.
Sekretarz generalny OPEC, Abdullah al-Badri wyjaśnił, że kartel nie mógł uzgodnić żadnej liczby, bo nie można przewidzieć, ile ropy doda Iran na rynek w przyszłym roku, w miarę znoszenia sankcji na podstawie porozumienia w Genewie z 6 mocarstwami w zamian za ustępstwa w programie jądrowym.
Rok temu Arabia Saudyjska zmusiła OPEC do decyzji o obronie udziału rynkowego zamiast zmniejszenia pompowania, bo liczyła, że w ten sposób wyeliminuje z rynku firmy o wysokich kosztach wydobycia, np. amerykańskie z ropą łupkową. Wielu uboższych członków kartelu narzekało, że największy producent wymusza na nich decyzje, co skłoniło Saudyjczyka Ali al-Naimi do ogłoszenia, że tym razem wysłucha każdego.
Iran przedstawił przed sesją jasno swe stanowisko: Zangeneh oświadczył, że Teheran zwiększy podaż o co najmniej milion baryłek dziennie, 1 proc. globalnej podaży, po zniesieniu sankcji. Świat wydobywa już o 2 mln bd więcej niż zużywa.