URE zastrzega, że za wcześnie na podawanie terminów, ze względu na możliwość nowelizacji ustawy o OZE. Na razie ogłoszono terminy pierwszych aukcji: odbędą się 29 i 30 czerwca, odpowiednio dla nowych źródeł do 1 MW (szczególnie fotowoltaiki, wiatraków i części hydroelektrowni), i istniejących ekosiłowni (głównie wodnych) do 1 MW o małej emisyjności i dużej sprawności
Oba postępowania mają trwać po 14 godzin, od 6 rano. Prezes URE wziął zatem pod uwagę postulaty branży, by aukcje dla poszczególnych koszyków nie nałożyły się na siebie i by wydłużyć czas ich trwania. To ważne ze względu na problemy w grudniu, kiedy wielu zainteresowanych nie zarejestrowało ofert ze względu na brak dostępu do platformy aukcyjnej. Na aukcji 29 czerwca można się spodziewać dużej reprezentacji fotowoltaiki w całym koszyku, gdzie do wygrania jest wsparcie w ramach całego wolumenu przeznaczonego na ten rok. To właśnie ta branża dążyła do dogrywki po grudniu przed nowelizacją ustawy zawierającej wadliwe przepisy o pomocy publicznej. W przypadku nowych elektrowni słonecznych ryzyko prawne jest jednak ograniczone, bo większość nie musi odliczać dotacji (większość konkursów wojewódzkich na dotacje rozstrzygnie się dopiero w II półroczu).
Gorzej mają działające źródła z drugiego koszyka, gdzie też pierwsza aukcja wykorzystuje cały wolumen na 2017 r. Według Ewy Malickiej, wiceprezes Towarzystwa Rozwoju Małych Elektrowni Wodnych, efekt czerwcowej aukcji dla istniejących instalacji wodnych nie będzie lepszy niż wyniki konkursu z grudnia. To dlatego, że przepisy ustawy o OZE, na podstawie których aukcja będzie przeprowadzona, generują zbyt duże ryzyko dla inwestorów.
– Chodzi o stopień wykorzystania mocy, którego – w przypadku okresów suszy – instalacje mogą nie spełnić. Problemem są też wadliwe przepisy dotyczące pomocy publicznej dyskryminujące cenowo migrujące instalacje – precyzuje Malicka. Jej zdaniem mimo tego ryzyka udział w aukcji wziąć mogą ci, którzy z powodów formalnych nie mogli wystartować w grudniu. – Innym łatwiej byłoby podjąć decyzję o ewentualnym starcie, jeśli znaliby założenia nowelizacji ustawy o OZE – podkreśla.
Malicka uważa, że błędem byłoby uwzględnienie tylko nowych źródeł przy wprowadzeniu taryf gwarantowanych dla elektrowni do 500 kW. – To właśnie instalacje działające, z uwagi na bardzo niskie ceny zielonych certyfikatów, potrzebują najbardziej takiej pomocy. Jeśli będą musiały czekać na kolejną zmianę prawa, prawdopodobnie w 2018 r., to zbankrutują – ostrzega.