Chodzi o projekt Elephant. Na początku 2010 r. Gazprom Nieft porozumiał się z Eni w sprawie wejścia Rosjan na pole naftowe Elephant. Za 16,5 proc. udziałów Gazprom miał zapłacić 163 mln dol. Do sfinalizowania umowy zabrakło parafowania przez libijski rząd. W kraju właśnie rozgorzały walki. W kwietniu Gazprom ogłosił, że wstrzyma się z wejściem do projektu do czasu ustabilizowania sytuacji w Libii.
Teraz, jak podał Interfax, strony spotkają się w Soczi 16 września, podczas międzynarodowego forum ekonomicznego.
Podpiszą nie umowę kupna-sprzedaży, ale opcyjne porozumienie o zakupie udziałów w polu naftowym Elephant. Nie wiadomo bowiem, w jakim stanie znajdują się urządzenia na polu po przejściu przez tamte tereny wojny domowej.
Elephant leży 800 km od Trypolisu. Pracuje na nim konsorcjum zagranicznych firm: 66 proc. udziałów należy do Eni, a 33 proc. do koreańskiej firmy KNOC. W projekcie uczestniczy też libijska Narodowa Korporacja Naftowa. Gazprom Nieft miałby otrzymać połowę akcji włoskiej Eni (33 proc.).
Gazprom ma też koncesje na dwa inne libijskie złoża. W 2007 r. w wyniku wymiany aktywów z niemieckim BASF Gazprom dostał 49 proc. w dwóch polach naftowych. Na libijskim rynku od 2006 r. działała też inna rosyjska firma, Tatnieft (26 mln t rocznego wydobycia). Rosjanie mieli koncesję na trzy złoża. W odwierty i wydobycie zainwestowali ok. 44 mln dol. Po wybuchu wojny domowej wycofali się z Libii.