Biedniejsze kraje Unii Europejskiej zapłaciłyby więcej za podniesienie celu redukcji emisji CO2 niż bogatsza część Wspólnoty. To jeden z wniosków raportu przygotowanego przez Komisję Europejską. Dokument powstał, by ocenić koszty ewentualnego zwiększenia obciążeń ochrony klimatu.
Komisja rozważa podniesienie celu redukcji CO2 na 2020 rok z 20 do 30 proc., z czego 5 proc. mogłoby zostać przeprowadzone za granicą. Według scenariusza określonego w raporcie w 2030 roku obowiązkowe byłoby zmniejszenie emisji o 40 proc., w 2040 roku – o 60 proc., a w 2050 roku – o 80 proc. Taką propozycję przedstawi Dania na spotkaniu ministrów środowiska 9 marca.
Polska na pewno na to nie przystanie. – Dyskusja nad ewentualnym podniesieniem celu redukcyjnego UE jest prowadzona bez zmian w oparciu o te same zapisy i kryteria: UE podniesie cel redukcyjny do 30 proc., jeżeli zostaną spełnione trzy warunki – mówi rzeczniczka resortu środowiska Magda Sikorska.
Pierwszy z tych warunków to porozumienie międzynarodowe, w którym inne kraje rozwinięte przyjmą porównywalne do unijnych cele redukcyjne. Obecnie nie ma szansy na takie porozumienie. Drugim warunkiem jest, by kraje rozwijające się podjęły stosowne do ich możliwości działania dla ochrony klimatu. Trzecim zaś analiza skutków gospodarczych przejścia na wyższy cel. A ta nie wypada korzystnie dla biedniejszej części Europy.
Według raportu 12 państw o niższych dochodach musiałoby przeznaczyć w wyniku ostrzejszej polityki klimatycznej średnio 0,6 proc. swojego PKB. W dziesięciu państwach starej Unii dodatkowe nakłady wyniosą średnio 0,43 proc. PKB.