Na okres 2008-2012 Polska z wnioskowanych 286 mln jednostek rocznie dostała nieco 208,5 mln, a i tak nadwyżka w skali kraju w całym tym okresie najprawdopodobniej wyniesie ok. 20 mln ton bez uwzględnienia krajowej rezerwy. W całej UE nadwyżka bez rezerw sięgnie ok. 140 mln ton – oblicza firma doradcza Consus.

- Powodów takiej sytuacji jest kilka. Okazało się, że europejskie instalacje stosunkowo niskim nakładem doprowadziły do większej redukcji emisji niż zakładano. Na to nałożył się kryzys gospodarczy w Unii Europejskiej i związany z nim spadek zapotrzebowania na energię elektryczną i produkty emisjo-twórcze  - mówi Juliusz Preś, członek zarządu domu maklerskiego Consus.

Dodaje, nie doszacowano ilości wygenerowanych w tym czasie jednostek poświadczonej redukcji emisji (tzw. CER i ERU), których zalew dodatkowo pociągnął cenę EUA w dół. Także zamieszanie wokół ustaleń z Durbanu dotyczących kontynuacji Protokołu Kyoto po 2012 r. dodatkowo podważył zaufanie do trwania systemu w przyszłości.

- Pierwszy okres rozliczeniowy, przypadający na lata 2005-7, był czasem testów, ale te zakończyły się złym wynikiem – nadpodażą uprawnień na rynku w wysokości ok. 106 mln oraz uniemożliwieniem wykorzystania ich w kolejnych latach, co doprowadziło do spadku cen jednostek do poziomu kilku euro centów – przypomina Preś.

Pula uprawnień przeznaczona na lata 2008-12 była mniejsza o ok. 30 proc. niż w pierwszym okresie. Jednak i w tym przypadku przydział po korekcie okazał się zbyt duży. - Gdyby nie możliwość przenoszenia uprawnień z obecnego okresu na przyszły, ceny w 2012 r., podobnie jak wcześniej, pewnie znów spadłyby do poziomu kilku eurocentów – dodaje Preś.