Koncern paliwowy Rosneft przez ostatnie dziesięć lat przeszedł drogę od kopciuszka do hegemona. Państwowa firma pompująca rocznie ok. 18 mln t, nagle w 2005 r. przejęła gigantyczne aktywa doprowadzonego do upadku przez Kreml Jukosu. I to jak! Oficjalnie rządowy przetarg na najcenniejszą spółkę Jukosu wygrała dająca 9,4 mld dol. nieznana firma-krzak. W kilka dni potem Rosneft ją kupił za.... 10 tys. rubli, czyli 310 dolarów.
Teraz pompuje 120 mln ton ropy rocznie i jest rosyjskim numerem jeden. Zatrudnia, bagatela, prawie 170 tysięcy Rosjan. Zatrudnienie gwałtownie się zwiększyło (o 65 tys.) w ostatnich pięciu latach. Pięknie rozrosła się moskiewska kwatera główna koncernu. W 2007 r. pracowało w niej 1300 ludzi, a teraz prawie dwa razy tyle, przy czym tylko w ubiegłym roku przybyło 500 osób. Ciepłe, bogate posadki obsadzili krewni i znajomi królika i to status quo trwałoby zapewne w najlepsze, gdyby nie nowy Lenin, a może raczej Dzierżyński. czyli Igor Sieczin, który w połowie roku objął fotel prezesa.
O Sieczinie mówi się w Moskwie, że to on doprowadził do upadku Jukos na polecenie Sami Wiecie Kogo. A teraz. oczywiście w porozumieniu z Sami Wiecie Kim, burzy stare porządki w Rosneft, by zbudować jej dobrobyt na wzór zachodnich koncernów. Już najęta została za pół miliona dolarów firma konsultacyjna z Bostonu, której rękoma Sami Wiecie Kto dokona rewolucji we wciąż socjalistycznej organizacji koncernu. Na pierwszy ogień pójdzie moskiewska centrala. Po Moskwie chodzi liczba 800 osób do zwolnienia. Władze koncernu nabrały wody w usta.
Po rewolucji ma być nowocześnie, bezpiecznie i fachowo. Personel nie ma prawa odwracać się tyłem do klienta; ma być uprzejmy i się uśmiechać, co w rosyjskich biurach i urzędach jest najtrudniejsze do wprowadzenia.
Ma się też pojawić coś, co dotąd pracownikom centrali Rosneft nawet nie przychodziło na myśl - powiązanie płac z wynikami. No i mają się systematycznie dokształcać, a to także wymaga poświęceń. Nowe wcale więc nie będzie piękne dla tych, którzy rewolucję przetrwają.