– Po Nowym Roku w życie wchodzą nowe przepisy środowiskowe. Właściciele stacji, którzy nie przystosują się do tych wymogów, będą zmuszeni zamknąć działalność – tłumaczy Krzysztof Romaniuk, dyrektor ds. analiz rynku paliw w Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego.
Z rynku wypadną głównie operatorzy stacji niezależnych. Wielu z nich, już dziś prowadzących biznes na granicy opłacalności, nie będzie stać na modernizację.
Geografię rynku zmieni też oddanie do użytku wszystkich budowanych dziś autostrad i dróg szybkiego ruchu. Odetną one niejedną stację znajdującą się na uboczu. Dadzą natomiast zarobić tym, którzy wygrają przetarg na budowę stacji paliw w ramach tzw. MOP, czyli Miejsc Obsługi Podróżnych. W tej chwili trwają przetargi na kilkadziesiąt takich lokalizacji.
Ale rynek próżni nie znosi. Dlatego luka szybko powinna się wypełnić.
– Na polskim rynku jest miejsce dla ok. 7 tys. stacji. To oznacza wciąż margines do rozwoju sieci. Pole do popisu mają zarówno rodzime spółki, jak Orlen i Lotos, jak też dynamicznie rozwijające się sieci zachodnie – uważa Romaniuk. Ocenia, że po ostatnim roku, który dla rodzimych koncernów był czasem na porządkowanie swoich sieci, przyszedł okres przyspieszenia i odzyskiwania rynku. – To było widoczne już w pierwszej połowie roku. W drugiej powinno się pojawić łącznie kilkadziesiąt stacji polskich i zagranicznych koncernów. Przybędzie też kilka punktów przy supermarketach – szacuje dyrektor POPiHN.