Miesiąc temu rosyjski prezydent podpisał dekret broniący Gazprom przed antymonopolowym dochodzeniem Komisji Europejskiej. Zobowiązał strategiczne spółki i ich zagraniczne córki, że w wypadku zarzutów stawianych ze strony organów władzy obcych państw (w tym fiskusa czy antymonopolowych) uzgodnią wcześniej z władzami Rosji swoje dalsze kroki w tym względzie.
Do dziś brak jednak przepisów wykonawczych do dekretu, które wskazywałyby, kto i w jakim porządku miałby takie decyzje podejmować. Rząd Dmitrija Miedwiediewa dopiero w tym tygodniu zobowiązał urzędników do opracowania stosownych procedur.
W wypadku Gazpromu decyzję będzie podejmować nie zawsze mu przychylne ministerstwo energetyki i wicepremier Arkadij Dworkowicz odpowiadający za sektor energetyczny. Szczegółowe przepisy mają być gotowe do grudnia. Do tego czasu Gazprom będzie ignorować wszelkie zapytania ze strony unijnych śledczych.
Komisja Europejska na początku września rozpoczęła oficjalne dochodzenie przeciw Gazpromowi o naruszenie przepisów antymonopolowych. Sprawdza trzy zarzuty. Chodzi o ograniczanie konkurencji na rynku gazu w co najmniej ośmiu państwach (Polska, Czechy, Słowacja, Węgry, Bułgaria, Estonia, Litwa i Łotwa); podzielenie przez Rosjan rynku gazu, co utrudnia swobodne dostawy do krajów Unii; możliwego utrudniania odbiorcom różnicowania kierunków dostaw i ustanowienie niesprawiedliwych cen dla klientów poprzez powiązanie ich z cenami ropy, a nie cenami na wolnym rynku. Maksymalna kara w wypadku udowodnienia naruszeń może sięgnąć 14 mld dol., czyli jedną trzecią zysku netto koncernu w 2011 r.
Tymczasem w czwartek Siergiej Czełpanow, wicedyrektor Gazprom Eksport powiedział agencji Prime, że nie wyklucza powrotu do negocjacji w sprawie obniżki cen gazu w „szeregu kontraktach".