Lew Albionu Winston Churchill zapytany 70 lat temu o Rosję, miał odpowiedzieć, że „nigdy nie jest ani tak silna ani tak słaba, na jaką wygląda". Czyli, że pozory mylą. Nic się tutaj nie zmieniło poza tym, że Brytyjczycy o tej maksymie zapomnieli i dawali się nabierać na rosyjskie zapewnienia o wolnym rynku, demokracji i przejrzystych zasadach prowadzenia biznesu.
Choć może właściwszym określeniem jest, że przymykali i przymykają oko na działania koncernów, na podejrzane interesy rosyjskich bogaczy. Nawet poszukiwanym listami gończymi skorumpowanym bankierom czy biznesmenom dają u siebie żyć dostatnio, dopóki ich pieniądze zasilają brytyjską gospodarkę.
Taki polityczny oportunizm opłaca się, ale do czasu. Rosyjskie wpływy na Wyspach rosną, nikt już tam nie protestuje, gdy Gazprom kupuje kolejne firmy i zaczyna dostarczać gaz nie tylko klubowi Chelsea, ale i do mieszkań zwykłych obywateli.
Rosjanom sprzyjało dotąd także kurczące się brytyjskie wydobycie z dna Morza Północnego; potężny sojusznik biznesowy w postaci koncernu BP oraz rządowy zakaz poszukiwania gazu łupkowego. Wszystko płynnie zmierzało do znajomego finału: oto powstanie kolejna rura z rosyjskim gazem - tym razem z kontynentalnej Europy do brytyjskiego Norfolk. Dzięki czemu kolejny unijny kraj i to nie byle jaki, będzie coraz silniej zależny od rosyjskiego surowca.
Sielankę zmąciła czwartkowa decyzja Downing Street o dopuszczeniu do użycia w poszukiwania gazu technologii szczelinowania. Teraz, jeżeli firmie Cuadrilla Resources uda się odkryć spodziewane wielkie zasoby pod Blackpool, rosyjski plan może runąć.