Naukowcy m.in. z USA, Kanady, Francji, Austrii, Niemiec, Holandii, Chin, Indii, Brazylii i Japonii opublikowali wczoraj list otwarty, w którym przekonują, że bez ograniczenia roli węgla w produkcji energii nie ma szans, by zmniejszyć emisję szkodliwego CO2 do atmosfery. Ich zdaniem nawet wdrożenie nowoczesnych, ale wciąż opartych na węglu technologii, do czego podczas trwającego w Warszawie szczytu klimatycznego mocno przekonuje polski rząd, niewiele zmieni.
Według naukowców konieczne są inwestycje w instalacje spalające biomasę oraz energetykę wiatrową i fotowoltaikę, a budowa kolejnych elektrowni węglowych – jak te planowane przez PGE w Opolu czy Jana Kulczyka na Pomorzu – niepotrzebnie tylko wydłuży batalię o powstrzymanie zmian klimatu.
William Moomaw z Fletcher School na bostońskim Uniwersytecie Tufts zaapelował do największych instytucji finansowych i regulatorów o rezygnację ze wspierania inwestycji opartych na węglu.
– Instytucje takie jak Bank Światowy czy US Import-Export Bank praktycznie już nie finansują nowych inwestycji węglowych. Amerykańska Agencja ds. Ochrony Środowiska EPA zaproponowała obniżenie maksymalnych standardów emisji do poziomu, który praktycznie wypycha z rynku elektrownie oparte na węglu. Europejski Bank Inwestycyjny i kraje skandynawskie też podejmują takie kroki. Trzeba zintensyfikować działania o podobnym charakterze – podkreśla Moomaw.
Bert Metz, były przewodniczący Grupy Roboczej ds. Zapobiegania Zmianie Klimatu przez Międzynarodowym Zespole ds. Zmian Klimatu (IPCC), przyznaje, że popieranie nowoczesnych rozwiązań, ale opartych wciąż na tym surowcu, nie ma sensu. – Nowe lub modernizowane elektrownie węglowe mogą być aktywne jeszcze przez 40–50 lat, a w tym czasie świat musi drastycznie zmniejszyć swoje emisje. To niemożliwe w sytuacji dalszego rozwoju technologii węglowych – tłumaczy.