Od początku października notowania gazu na giełdach zachodnioeuropejskich są znacznie niższe niż na Towarowej Giełdzie Energii. W ostatnią środę w Polsce w transakcjach spotowych (natychmiastowych) handlowano surowcem po średnim kursie 104,09 zł za 1 MWh.
Tymczasem na niemieckiej platformie Gaspool sprzedawano błękitne paliwo średnio po 22,9 euro (96,75), a na holenderskiej TTF po 22,6 euro (95,46 zł). To odpowiednio o 7,1 proc. i 8,3 proc. mniej niż na TGE. A to oznacza, że nabywcy gazu na polskiej giełdzie szacunkowo przepłacają 200 mln zł miesięcznie.
Nawet 20 procent
– W ostatnich tygodniach ceny gazu na TGE były wyższe nawet o ponad 20 proc. niż na giełdach zachodnioeuropejskich. To powoduje, że opłacalność kupowania surowca w Polsce bardzo się zmniejszyła i tym samym trudniej jest oferować klientom końcowym tanie paliwo – mówi Michał Swół, wiceprezes Grupy Duon.
Dodaje, że spółka nie może w sposób istotny zwiększyć importu poprzez gazociągi na granicy z Niemcami i Czechami, ponieważ ich moce przesyłowe są już w pełni zarezerwowane. Co więcej, nawet gdyby były wolne, to firmy nie mogą sprowadzać z zagranicy więcej niż 100 mln m sześc. gazu rocznie. Gdyby przekroczyły ten pułap, musiałyby część surowca magazynować, a to wiąże się z dodatkowymi kosztami. Michał Swół szacuje, że dziś podmioty z grupy PGNiG realizują ok. 80–90 proc. obrotów gazem na TGE i tym samym decydują o poziomie cen.
O decydującym wpływie PGNiG na kurs surowca mówią też inni. – Powodem tej sytuacji jest m.in. koncentracja popytu – spółka PGNiG Obrót Detaliczny skupuje gaz jako praktycznie jedyny podmiot na rynku. Koszt jego pozyskania nie jest dla niej istotny, ponieważ może go odzyskać w taryfie zatwierdzanej dla odbiorców końcowych – mówi Piotr Kasprzak, członek zarządu ds. operacyjnych Hermes Energy Group, firmy specjalizującej się w handlu gazem. Dodaje, że obecna sytuacja blokuje konkurencję i rozwój rynku.