Apele prezesa Urzędu Regulacji Energetyki (URE) o wprowadzenie nieprzekraczalnych pułapów dla taryf na sprzedaż energii klientom indywidualnym na razie przechodzą bez echa. Nie śpieszy się ze zmianą resort gospodarki, choć może, modyfikując zapisy w rozporządzeniu taryfowym, wprowadzić formułę ich ustalania wzorowaną na rozwiązaniach z rynku gazu. Przypomnijmy, że jest to już drugie podejście regulatora do zmian zasad taryfowania prądu dla gospodarstw domowych.
Niesprzyjający termin
Zarówno przedstawiciele resortu, jak i URE przekonują, że rozmowy w tej sprawie nadal się toczą. – Przytoczono więcej argumentów przemawiających za tym rozwiązaniem, np. doświadczenia z rynku gazu. Dotychczas jednak rozmowy nie przyniosły konkretnych efektów – przekazała nam Agnieszka Dębek z URE.
Z ministerstwa płynie jednoznaczny komunikat, że nie ma co liczyć na całkowitą liberalizację rynku energii. A więc taryfa G dla gospodarstw domowych na pewno będzie obowiązywać. Na pytanie o ceny maksymalne przedstawiciele resortu niezmiennie odpowiadają: „Decyzja nie została jeszcze podjęta". W ślad za tym nie padają jednak żadne deklaracje co do możliwych terminów.
Eksperci nie mają złudzeń, że na zmiany formuły ustalania taryf resort się nie zgodzi, a przynajmniej nie w roku wyborczym.
– To kwestia wrażliwa politycznie – ocenia Michał Suska, ekspert w BCC. Przytacza przykład z rynku bułgarskiego, gdzie po uwolnieniu cen energii wzrosły one aż o 20 proc. A na to polscy politycy nie mogą sobie pozwolić w okresie wyborczym.