Hasztagów jest więcej: #IdźPoSwoje czy #uzdrowićPolskę. Pojawiają się przy apelach do przedsiębiorców, by zadbali o złożenia dokumentów, od czego zależy możliwość korzystania w II półroczu 2019 r. z cen prądu zamrożonych na poziomie z 30 czerwca 2018. Sprawa ma polityczny posmak, bo towarzyszący jej chaos bywa interpretowany jako chęć wystrychnięcia biznesu na dudka i wmanewrowania go w płacenie wyższych, skądinąd rynkowych, stawek.
O obowiązku składania oświadczeń przypomniano sobie w połowie ubiegłego tygodnia, a i tak w sposób mało formalny, dzięki wpisom biura rzecznika małych i średnich przedsiębiorstw na Twitterze.
CZYTAJ TAKŻE: W końcu jest dokument o rekompensatach za ceny prądu
„Klienci, którzy prowadzą mikro- i małe firmy, szpitale oraz jednostki sektora finansów publicznych, w tym samorządy, powinny złożyć do przedsiębiorstwa energetycznego oświadczenie potwierdzające swój status odbiorcy końcowego” – wyliczało grupy zainteresowanych podmiotów biuro prasowe Tauronu, w przysłanym nam komunikacie. Gospodarstwa domowe korzystają z zamrożonych cen bez składania wniosków.
Zarówno Ministerstwo Energii, jak i koncerny energetyczne zorientowały się wówczas, że termin został powszechnie przegapiony. Stąd mało przepisowe, acz potrzebne wydłużenie terminu przyjmowania oświadczeń do poniedziałku, i to do północy.
Mało tego, problemy szybko się mnożyły. Portal Bezprawnik wytknął koncernowi Energa, że prace serwisowe w elektronicznym biurze obsługi klienta zaplanowano dokładnie na tydzień między 19 a 27 lipca. Firma być może zreflektowała się w ostatniej chwili: w piątek jej serwis wydawał się działać bez zarzutu. – To nie ma znaczenia: oświadczenia i tak trzeba składać osobiście lub wysyłać pocztą – informował nas z kolei Maciej Szczepaniuk z PGE. – Firmy nie dostały żadnych instrumentów, które pozwalałyby na obsługę dokumentów składanych drogą elektroniczną – ucinał.