Zaledwie pięć dni potrwają konsultacje społeczne kluczowego dla firm energetycznych rozporządzenia do ustawy zamrażającej ceny prądu. Na dokument branża czeka od stycznia. Wtedy bowiem weszły w życie zapisy ustawy, zobowiązujące sprzedawców do pozostawienia w tym roku cen energii elektrycznej na poziomie z 2018 r. Brak przepisów wykonawczych powodował, że firmy handlujące energią nie wiedziały, jakie konkretnie rekompensaty dostaną z tytułu braku podwyżek. Okazuje się jednak, że samo rozporządzenie nie kończy chaosu w branży. Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, z interpretacją przepisów wciąż ma problem Urząd Regulacji Energetyki, który nadal nie zatwierdził cen prądu dla gospodarstw domowych.
Kłopotliwe odpisy
Jeszcze przed pojawieniem się projektu rozporządzenia w spółkach energetycznych panowała ogromna niepewność. Choć minister energii Krzysztof Tchórzewski zapewniał, że zamrożenie cen energii będzie miało neutralny wpływ na wyniki sprzedawców, bo otrzymają rekompensaty z tytułu utraconych przychodów, to i tak część z nich zdecydowała się ująć ryzyko strat w swoich raportach finansowych. Za namową audytora tak zrobiła Energa, która zawiązała rezerwę w wysokości 136 mln zł, obniżając tym samym zyski grupy za 2018 r. Zarząd firmy traktuje to jednak jako tymczasowy zapis księgowy.
– Zakładamy, że rozwiążemy tę rezerwę, kiedy tylko ruszy system rekompensat – zapowiada Jacek Kościelniak, wiceprezes Energi ds. finansowych. Dodał, że spółka prowadziła w tej sprawie ożywioną dyskusję z audytorem. – Mieliśmy bardzo poważne wątpliwości, czy w ogóle tę rezerwę tworzyć. Jesteśmy przekonani, że rekompensata w pełni pokryje wszelkie tzw. ubytki w sprzedaży – skwitował Kościelniak.
Nieco inaczej do sprawy podeszła Polska Grupa Energetyczna. W segmencie obrotu zawiązała ona co prawda 261 mln zł rezerwy z tytułu ewentualnych strat na kontraktach sprzedaży prądu. Ten odpis – za zgodą audytora – pozostał jednak bez wpływu na wyniki całej energetycznej grupy. – Zakładamy, że otrzymamy pełen zwrot strat – zapewnia Emil Wojtowicz, wiceprezes PGE. Spółka podała jednocześnie, że w zależnej firmie PGE Obrót różnica między przychodami oszacowanymi zgodnie z ustawą i nieuniknionymi kosztami wykonania podpisanych kontraktów wynosi 539 mln zł. Niedawna nowelizacja ustawy według PGE spowoduje dalsze obniżenie przychodów sprzedawców prądu.
– Utworzenie rezerw przez Energę i PGE na potencjalne negatywne skutki ustawy o cenach energii pokazuje, że same firmy energetyczne mają problem z jednoznaczną oceną regulacji – komentuje Paweł Puchalski, analityk Santander BM.
Zgodnie z ustawą na rekompensaty dla firm energetycznych popłynie 4 mld zł. Część ekspertów przekonuje jednak, że to może być dalece niewystarczające.
Taryf wciąż brak
Na renegocjację umów na dostawy prądu wciąż czekają firmy i samorządy, które w ubiegłym roku podpisały kontrakty zawierające ceny na 2019 r. nawet o 40–80 proc. wyższe niż rok wcześniej. Do korekty cen sprzedawców zobowiązuje ustawa, ale czekają oni na wejście w życie rozporządzenia w sprawie rekompensat. Część firm się jednak niecierpliwi. – Otrzymujemy wnioski od klientów, by te ceny już teraz obniżyć, choć nie ma jeszcze rozporządzenia – przyznał Emil Wojtowicz z PGE. Co więcej, do dziś prezes Urzędu Regulacji Energetyki nie zatwierdził taryf dla gospodarstw domowych, choć pod reżimem nowej ustawy zdaje się to tylko formalnością. Jak ustaliliśmy, regulator ma jednak problem, bo z jednej strony przy zatwierdzaniu taryf musi uwzględniać koszty sprzedawcy (a te znacząco wzrosły), z drugiej zaś ustawa wskazuje na pozostawienie cen na poziomie z 2018 r. Pomimo braku zatwierdzonej taryfy Enea już ogłosiła, że jej ceny energii dla klientów indywidualnych w tym roku nie wzrosną. Na nasze pytania o proces zatwierdzania taryf przez URE spółka nie odpowiedziała.
Co zmieniła ustawa
Koszty rosną, ceny bez zmian