W ciągu zaledwie jednej doby parlament przyjął ustawę, która ma na celu zamrożenie rachunków za prąd na poziomie z 2018 r. Tempo było błyskawiczne, choć kluczowe elementy projektu ustawy zawisły na sejmowej stronie na dzień przed planowanymi głosowaniami. Pytań i wątpliwości ze strony posłów i senatorów było wiele, ale ostatecznie ustawa została przegłosowana miażdżącą większością głosów. Jej realizacja będzie kosztować budżet państwa nieco ponad 9 mld zł.
Umowy do zmiany
Brak w 2019 r. podwyżek rachunków za energię dla wszystkich odbiorców będzie możliwy dzięki wprowadzeniu czterech mechanizmów. Pierwszym z nich jest obniżenie podatku akcyzowego z 20 zł do 5 zł za 1 megawatogodzinę (MWh) energii elektrycznej. To zmniejszy przychody do budżetu państwa o 1,85 mld zł. Kolejny element to obniżenie tzw. opłaty przejściowej (stanowi ona wsparcie dla firm energetycznych z tytułu likwidacji kontraktów długoterminowych) o 95 proc., co kosztować będzie w sumie 2,24 mld zł. Dzięki obniżeniu tych opłat, choć cena samej energii wzrośnie, rachunki mają pozostać niezmienione.
To może się jednak okazać niewystarczające w przypadku firm czy samorządów, które w drugiej połowie 2018 r. podpisały już kontrakty na dostawy energii na 2019 r. po cenach o 40–80 proc. wyższych niż dotychczasowe. Na mocy nowych przepisów sprzedawcy prądu będą zmuszeni do zmiany cen w tych umowach. W zamian otrzymają zwrot utraconych przychodów ze specjalnego funduszu, zasilonego kwotą 4 mld zł. – Dzięki temu pozostawimy rachunki za prąd na poziomie z 2018 r. i nie ucierpią na tym spółki energetyczne – wyjaśnił Krzysztof Tchórzewski, minister energii.
Kolejny 1 mld zł popłynie do funduszu zielonych inwestycji i zostanie wydany na inwestycje prośrodowiskowe. Oba fundusze będą dofinansowane ze sprzedaży niewykorzystanych uprawnień do emisji CO2, z której państwo chce pozyskać około 5 mld zł. Tu może się pojawić problem, bo prawo unijne każe aż połowę tych środków przeznaczyć na projekty zmniejszające emisyjność gospodarki.
Wiele wątpliwości
Znaków zapytania jest sporo. Podczas sejmowej dyskusji pojawiły się wątpliwości, czy rekompensowanie firmom energetycznym obniżenia przez nich cen energii nie będzie uznane za niedozwoloną pomoc publiczną i zakwestionowane przez Komisję Europejską. – My nie pomagamy spółkom energetycznym, tylko odbiorcom energii. Nie ma to żadnych znamion pomocy publicznej, bo firmy energetyczne nic na tym nie zyskują – przekonywał Tchórzewski. Wiceminister energii Tadeusz Skobel podczas nocnej debaty w Senacie przytoczył nawet opinię prawną w tej sprawie, jednak nie potrafił wskazać jej autora.
Obawy budzi też sposób renegocjacji umów przez sprzedawców prądu i wyliczania dla nich rekompensat. Szczegółowe zasady do wyliczania różnicy w cenie mają być przedstawione dopiero później w specjalnym rozporządzeniu.
– To jest bardzo zła ustawa, ale podpisaliśmy się pod nią wszyscy, bo nie mogliśmy dopuścić do podwyżek rachunków. Tą ustawą psuje się cały system energetyczny w naszym kraju – stwierdził poseł PSL Mirosław Kasprzak.
Rząd przekonuje jednak, że nie ma żadnych zagrożeń dla realizacji ustawy, a zawarte w niej mechanizmy będą obowiązywać też w kolejnych latach. – Jest to kwestia dodatkowych pieniędzy, ale jestem przekonany, że w 2019 r. jesteśmy w stanie je zabezpieczyć i w ten sposób uchronić odbiorców przed wzrostem cen energii także w 2020 r. – zapewnił Tchórzewski.