Rozporządzenie wskazuje, ile spółki produkujące i handlujące energią będą mogły zarobić w przyszłym roku. Sposób wyliczenia cen może ograniczyć handel do minimum, a wiele prywatnych spółek zmusić do wycofania się z rynku.

Jak mogą wyglądać regulowane ceny hurtowe energii? Wyliczenia dla wybranych źródeł podał Instytut Jagielloński. Przy założeniu 3-proc. marży w przypadku kosztów produkcji energii z węgla brunatnego cena maksymalna będzie wynosić 458 zł/MWh, dla węgla kamiennego 634 zł, zaś dla gazu 736 zł. Różnice między ceną giełdową a ustanowionymi limitami cenowymi spółki będą wpłacać na specjalny Fundusz Wypłaty Różnicy Cen. – Dla przykładu, za październik 2022 r. marża wyniosłaby niecałe 20 zł/MWh, co w przybliżeniu odpowiada kwocie tzw. pozapaliwowych kosztów zmiennych dla wytwarzania z węgla – wyliczają analitycy. Może to być za mało, aby realizować w przyszłym roku inwestycje.

Eksperci są zaniepokojeni treścią rozporządzenia także w kontekście samego obrotu energią. Rodzą się pytania, czy komukolwiek będzie opłacało się prowadzić handel energią. – Cała działalność polegająca na zakupie taniej, a sprzedaży drożej przestaje mieć sens biznesowy, skoro marża limitowana jest do 1,5 proc. (wtórny obrót – red.). To koniec handlu energią w Polsce w 2023 r. Szereg przyjętych ostatnio ustaw, zwieńczonych tym rozporządzeniem, oznacza wprost: w Polsce przestaje obowiązywać wolny rynek energii – mówi Łukasz Batory, adwokat, szef działu energetyki w Kancelarii Modrzejewski i Wspólnicy sp.j.

Zdaniem Michała Sznycera, radcy prawnego w kancelarii MGS LAW, sytuacja sprzedawców energii (spółek obrotu) wygląda dramatycznie. Poza sześcioma sprzedawcami należącymi do dużych tzw. grup, mamy kilkaset spółek obrotu energią elektryczną, w tym kilkadziesiąt to tzw. sprzedawcy alternatywni. – Na tę chwilę regulacja ta dotyczy wszystkich i niemal każdy poniesie konsekwencje, oczywiście proporcjonalnie. Na przykład sposób obliczania „marży” na poziomie od 1 do 3,5 proc. nie oznacza jej realnego pokrycia, a jedynie pokrycie części kosztów, których w regulacji się nie uwzględnia – takich jak koszty bilansowania handlowego, koszty giełdowe, a także koszty pośrednie zawierania umów – uważa Sznycer.