Fale upałów i susz, jakie tego lata przetaczały się przez Europę, pokazują, że kryzys klimatyczny to nie przelewki. Ekstremalna pogoda przeszkadza w pracach polowych i redukuje plony, a także skutkuje pożarami i ofiarami śmiertelnymi wśród ludzi. Do skutków trzeba dodać utrudnienia w żegludze śródlądowej, co widać na przykładzie Renu, którego rekordowo niski poziom praktycznie uniemożliwia transport surowców energetycznych.
Mimo tych sygnałów ostrzegawczych stawiająca czoła kryzysowi energetycznemu Europa jest zmuszona wracać do paliwa niosącego ze sobą najgorsze skutki klimatyczne – węgla. Do zawieszenia ambitnej polityki klimatycznej europejskie rządy zmusza ograniczanie dostaw gazu z Rosji, będące efektem konfrontacji geopolitycznej związanej z agresją Kremla na Ukrainę. W zaistniałej sytuacji pilniejsze od zapobiegania zmianom klimatycznym okazało się zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego.
Czytaj więcej
Polska może mieć problem z dystrybucją węgla, który przepłynie do portów. Terminale morskie są przeciążone, duży ruch jest także na torach.
Inwestycje w gaz były za małe
Niemcy opóźniły zamknięcie niektórych elektrowni węglowych, a Holandia podniosła dopuszczalny udział energii z węgla w miksie energetycznym. Austria zdecydowała się wznowić działanie wcześniej wyłączonej elektrowni pracującej na tym paliwie, a Francja taki zakład trzyma jako rezerwę na zimę. Ten całkowity zwrot w polityce to w dużej mierze konsekwencja błędów popełnionych wcześniej, zarówno przez polityków, jak i finansistów.
Michele Della Vigna, ekspert odpowiedzialny w banku Goldman Sachs za analizy rynków surowcowych, analizuje potknięcia tej drugiej grupy, a ściśle rzecz biorąc – zarządzających funduszami ESG, czyli inwestujących nie tylko w oparciu o kryterium zysków, ale też efekty społeczne i środowiskowe inwestycji. Jak Della Vigna mówił agencji Bloomberg: finansiści niepotrzebnie wpisali na czarną listę projekty związane ze wszystkimi paliwami kopalnymi, niezależnie od ich emisyjności.