Kończy się powoli rok 2024. Jakie kamienie milowe projektu budowy elektrowni jądrowej udało się w tym roku osiągnąć?
Przede wszystkim na poważnie weszliśmy na plac przyszłej budowy, rozpoczynając na Pomorzu działania poprzedzające samą budowę. Po wycięciu pod teren przyszłej elektrowni ok. 35 hektarów lasu i przygotowaniu terenu rozpoczęliśmy pogłębione badania geologiczne. Odwierty badawcze realizowane przez wykonawcę są w trakcie prac. Zależy nam na bardzo dużej dokładności wyników, dlatego w sumie tych odwiertów będzie kilkaset i będą realizowane w kilku kampaniach badawczych. Ta obecna potrwa do pierwszego kwartału przyszłego roku, a w międzyczasie rozpocznie się kolejna, tak by nie tracić czasu. Teraz realizowane odwierty są prowadzone w dużej mierze na terenie, na którym staną przyszłe fundamenty reaktorów jądrowych. Będą jeszcze inne odwierty pod pozostałe budynki, a wszystko po to, by po amerykańskiej stronie mógł postępować proces projektowania elektrowni, a po naszej uzyskiwania kolejnych decyzji administracyjnych.
Czytaj więcej
Polska miała nie wiedzieć, za co każdego dnia płaci ok. 1,5 mln dol. przy realizacji umowy z USA. Co więcej, aby dalej realizować projekt, będzie potrzebna nowa, pomostowa umowa – dowiedziała się „Rzeczpospolita”.
W przypadku inwestycji na Pomorzu latami nie działo się nic, a przyspieszenie właściwie nastąpiło dopiero od 2023 roku. W tym roku, jak tylko mogliśmy, nadrabialiśmy stracony czas i skorygowaliśmy sporo błędów naszych poprzedników. Próbujemy ten projekt „ucywilizować”, aby we współpracy z Amerykanami być równorzędnym partnerem. Udało nam się znormalizować relacje z nimi, tak by teraz przebiegały one na partnerskich warunkach. Chodzi o umowę na zaprojektowanie elektrowni – ESC (Engineering Services Contract – przyp. red.) podpisaną we wrześniu 2023 roku. Czas jej realizacji, a więc 18 miesięcy od momentu podpisania, upływa w pierwszym kwartale 2025 roku.
Co rozumie pan przez pojęcie „normalizacji relacji” z Amerykanami?
Chodzi o korekty w półtorarocznej cezurze czasowej, jaką mamy na realizację tej umowy. ESC miała z jednej strony posłużyć przygotowaniom do umowy EPC (Engineering, Procurement and Construction – przyp. red.), która będzie kompleksowym kontraktem na budowę, a z drugiej także dostosowaniu elektrowni jądrowej do warunków lokalnych i polskich regulacji.
A umowa ESC z Amerykanami była dotychczas realizowana w partnerski sposób?
Nie do końca. W moim przekonaniu, a także w ocenie specjalistów oraz prawników – bo poddaliśmy ją takiemu audytowi – nie zawsze w sposób właściwy i transparentny zabezpieczała interesy polskiej strony. Można powiedzieć, że nasi poprzednicy ulegli w procesie negocjacji pewnej presji partnera i zgodzili się na różne rozwiązania, które nie zawsze okazały się korzystne. Kiedy wczytaliśmy się we wszystkie dokumenty i przeanalizowaliśmy trwające działania, okazało się, że trzeba zawrzeć porozumienie, które połączy umowy ESC i EPC, umożliwiając kontynuację prac w założonych terminach. Dlatego też razem z Amerykanami pracujemy nad umową Engineering Development Agreement (EDA), która w sposób precyzyjny, bardziej niż ESC, określa zakres naszych oczekiwań. Chcemy dokładnie wiedzieć, jakie efekty prac i kiedy otrzymamy, jakiej będą jakości i ile każdy z nich będzie kosztować. Z drugiej strony, współpraca z konsorcjum Westinghouse-Bechtel znacznie ułatwia nam rozmowy w sprawie finansowania. Finalizujemy właśnie rozmowy z kolejnym partnerem, który po EXIM Banku dołączy do finansowania elektrowni jądrowej na Pomorzu. W sumie da nam to deklaracje na równowartość kilkudziesięciu miliardów złotych.