Rynek uranu wystrzelił po wybuchu wojny w Ukrainie. „Ceny uranu w tym roku wzrosły już o 50 proc. i to nie koniec” – zapowiadał w jednym z kwietniowych komentarzy Bank of America. Instytucja ta już zweryfikowała swoje prognozy, podnosząc przewidywania dla cen tego nuklearnego paliwa o średnio 20 proc. rocznie w perspektywie najbliższych pięciu lat.
Ale 20 proc. to mogą być dopiero pierwsze, nieśmiałe szacunki, biorąc pod uwagę skok z ostatnich tygodni. „Ceny uranu na rynku spotowym wzrosły już o 50 proc. w ujęciu rocznym, dobijając poziomu 63,60 dol. za funt surowca, z czego 47 proc. wzrostu nastąpiło od końca lutego” – przyznaje BoA. Póki co był to rekordowy poziom, uranowy boom nieco wyhamował: w czwartek, 5 maja, cena paliwa kształtowała się na poziomie 55,15 dol. za funt. To wciąż znacznie więcej niż przed wybuchem wojny 24 lutego.
Koniec chudych lat
Nie da się ukryć, że rynek ożywiły nadzieje na koniec chudych lat w energetyce nuklearnej. Oczywiście, podglebie pod ten zwrot budowano już od kilku lat, przypominając – w kontrze do wieloletniej walki ekologów z energetyką nuklearną – że reaktory atomowe to jedno z najmniej emisyjnych źródeł energii. W ubiegłym roku przyznała to również Komisja Europejska, uwzględniając atom w nowej taksonomii, ale przyzwalające sygnały płynęły od wielu instytucji i ekspertów. „Energia nuklearna to ważne źródło niskoemisyjnej elektryczności i ciepła, które mogą nas wesprzeć w osiągnięciu neutralności klimatycznej i pomóc w zahamowaniu procesu zmian klimatycznych” – pisała przed listopadowym szczytem klimatycznym w Glasgow szefowa ONZ-owskiej Economic Commission for Europe Olga Algayerova. Podobne sygnały wysyłali specjaliści z Międzynarodowej Agencji Energii czy Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu, którego raporty są fundamentem wysiłków społeczności międzynarodowej na rzecz walki ze zmianami klimatycznymi.
Gwałtowny przypływ nadziei na ożywienie branży nuklearnej nastąpił wkrótce po 24 lutego, zapewne wraz z – dla wielu zaskakującą – twardością zachodnich sankcji nakładanych na Rosję. Perspektywa odcięcia się od rosyjskich surowców w najprostszy sposób wiodła do pytania, czym je zastąpić, a rzut oka na rynki paliw pokazywał, że powrót do atomu będzie konieczny.
Rychło temat dostrzegły media i eksperci. – Większość krajów w Europie będzie teraz znacznie bardziej proatomowa – zapowiadał na łamach magazynu „Time” prof. Kai Vetter z kalifornijskiego uniwersytetu Berkeley. „Europa uczy się, jak znów bratać się z energetyką nuklearną” – zapewniał z kolei sam tygodnik.