Import z RPA, Kolumbii, USA, Australii i Indonezji – zgodnie z zapowiedziami rządu ma wypełnić lukę po węglu rosyjskim, który trafiał do sektora bytowo-komunalnego. Ministerstwo Klimatu i Środowiska zapowiedziało, że dzięki dostawom drogą morską zabezpieczonych jest dodatkowo 8 mln ton surowca. Jednak uwzględniając przepustowość portów oraz brak możliwości importu przez granicę wschodnią, według szacunków Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla (IGSPW) zabraknie w tym roku ok. 9–11 mln ton węgla na rynku. – To jest ilość, którą trudno będzie uzupełnić – mówi Łukasz Horbacz, prezes Izby. Deficyt surowca podbija ceny. Wynagrodzenia zaś najgorzej sytuowanych pozwalają już na zakup o połowę mniej opału niż jeszcze rok temu.
Drogo, a będzie drożej
Problemy zaczęły się już w 2021 r., kiedy weszliśmy z zapasami 5 mln ton w energetyce i górnictwie. W ciągu roku do kraju importowano 10 mln ton, a dla zbalansowania rynku na koniec roku zdaniem IGSPW i tak zabrakło około 2 mln ton. To daje łączne zapotrzebowanie na poziomie 17 mln ton ponad roczną krajową produkcję krajowych kopalń. Zgodnie z wyliczeniami Horbacza maksymalna przepustowość portów, skąd będzie płynął zwiększony import, to 8 mln ton węgla na rok, lecz jeden kwartał już minął, co daje już tylko 6 mln ton. – Biorąc pod uwagę konkurencję o szlaki wodne z innymi surowcami, może to być mniej ok. 4 mln ton przepustowości do końca roku. Razem daje to podaż ponad roczną produkcję krajową na poziomie 6 mln ton – wylicza prezes Izby. Jego zdaniem, uwzględniając już zaimportowaną ilość, możliwości importowe, wzrost wydobycia węgla krajowego o ok. 1 mln ton oraz zapasy rzędu 1 mln, zabraknie ok. 9 mln ton. Połowa to braki w sektorze komunalno-bytowym.
Czytaj więcej
W zaciszu gabinetów spółek górniczych ważą się losy podwyżek cen prądu. Kopalnie chcą sprzedawać węgiel po takiej cenie jak w Europie, a to będzie widoczne w rachunkach za energię.
Mniejsza podaż surowca przekłada się na ceny. Wartość węgla opałowego na początku 2021 r. oscylowała w przedziale 800–1200 zł za tonę. Jesienią kosztował on już 1400–1600 zł. Obecnie ceny węgla importowanego, który ma uzupełnić braki, to ok. 2200–3200 zł za tonę, w zależności od lokalizacji, składu i kaloryczności. – Już teraz obserwujemy nieco mniejsze zainteresowanie przy tych cenach. Ceny jednak nie spadną, bo te europejskie cały czas rosną. Nie wiemy, jak zachowają się kupujący przy 3500–3800 zł za tonę – mówi prezes IGSPW.