To nie jest dobry czas na wyłączanie elektrowni, bo do tego sprowadza się cała sprawa. Czesi co prawda domagają się zaprzestania wydobycia węgla brunatnego ze złóż z tzw. worka turoszowskiego, ale w praktyce oznaczałoby to wstrzymanie działalności elektrowni.
Węgiel brunatny z uwagi na uwarunkowania geologiczno-energetyczne transportowany jest ze złoża taśmociągami prosto do elektrowni. Nie jest praktykowane
dowożenie tego surowca przez wagony czy ciężarówki z innych kopalń odkrywkowych. Trudno sobie wyobrazić sytuację, by zamknięto odkrywkę w Turowie, a dla polskiej elektrowni sprowadzać surowiec z pobliskich odkrywek w Czechach czy Niemczech. Bo zarówno Czesi, jak i Niemcy skarżą się na problem z wodą w związku z eksploatacją odkrywki w Turowie.
Nie mamy obecnie w systemie zbyt dużo rezerw mocy, bo po awarii bloku w Jaworznie i odstawieniu go z Krajowego Systemu Elektroenergetycznego ubyło 910 MW mocy, blok 858 MW w największej polskiej elektrowni, czyli w Bełchatowie, cały czas nie działa w pełnej mocy. Do tego trzeba dodać planowane remonty, bo wiele bloków węglowych w naszym kraju to wysłużone jednostki o mocy 200 MW, które dożywają swoich dni.
Dzienne zapotrzebowanie na moc waha się w przedziale 21–22 GW, z czego moc kompleksu w Turowie to ok. 2 GW mocy zainstalowanej. W poniedziałek w zależności od pory dnia rezerwa wynosiła od 1,4 do 5,5 GW mocy. Toteż gdyby nagle wypadł z systemu duży blok lub kilka małych dla zbilansowania systemu potrzebny byłby import. Przy takim stanie systemu nie możemy teraz zrezygnować z elektrowni w Turowie.