Jastrzębska Spółka Węglowa i Polska Grupa Górnicza potrzebują finansowej kroplówki, dlatego starają się o potężne wsparcie od Polskiego Funduszu Rozwoju. Każda z nich liczy na pozyskanie po 1,7 mld zł z tarczy finansowej, która ma pomóc przedsiębiorcom podnieść się z kłopotów wywołanych przez pandemię. Okazuje się jednak, że w przypadku JSW PFR chce mieć pewność, że spółka będzie w stanie zwrócić pożyczone pieniądze. Natomiast od PGG wymaga realnego planu restrukturyzacji, który bojkotują górnicze związki zawodowe.
Fotorzepa/Piotr Sobczak
Bez finansowego wsparcia spółkom górniczym trudno będzie przejść przez ten trudny rok. JSW w I półroczu zanotowała niemal 1 mld zł straty netto. Na tak słaby wynik wpłynęło zmniejszenie wydobycia, spowodowane przestojami w kopalniach, a także niskie ceny węgla koksowego. Zarząd JSW oszacował koszty poniesione jak dotąd na walkę z pandemią na 72,7 mln zł, z czego 65,8 mln zł to koszty pracy, takie jak wypłata wynagrodzenia postojowego załodze.
Kłopoty ma także PGG, która w połowie roku musiała zatrzymać na trzy tygodnie dziesięć kopalń z uwagi na dużą liczbę zakażeń koronawirusem wśród pracowników. Jej sytuacja finansowa była jednak fatalna jeszcze przed pandemią, bo z powodu ciepłej zimy, rosnącej produkcji energii z odnawialnych źródeł i rekordowego importu prądu popyt na polski węgiel drastycznie spadł. Pandemia była tylko kolejnym czynnikiem, który wpłynął na przykręcenie mocy w elektrowniach węglowych. W efekcie na koniec lipca przy kopalniach zalegało już 7,9 mln ton niesprzedanego surowca. Tak duże zapasy mieliśmy ostatnio w kraju podczas kryzysu węglowego w 2015 r.
– Pieniądze z PFR to jedyna opcja legalnego wsparcia węglowych firm z publicznych pieniędzy. PGG nie może już liczyć na dofinansowanie ze spółek energetycznych, bo w obecnej sytuacji mogłoby to zostać odczytane jako działanie na szkodę tych firm. JSW ma jeszcze odłożone pieniądze z funduszu na trudne czasy. W gorszej sytuacji jest PGG, która nie ma żadnych oszczędności i dla niej pieniądze z PFR mogą okazać się ostatnią deską ratunku – komentuje Michał Sztabler, analityk Noble Securities.