Śledząc proces tworzenia norm jakości dla węgla, można było sądzić, że minister energii Krzysztof Tchórzewski jest na przegranej pozycji. To on wyznacza parametry dla surowca spalanego w domowych piecach, które mają – co do zasady – ograniczyć smog. I choć zwykle ministrowie mają dużą swobodę w kształtowaniu treści rozporządzeń, to tym razem Tchórzewski nie miał łatwego zadania. Miażdżącą opinię dla jego propozycji wydały co najmniej cztery inne resorty, Najwyższa Izba Kontroli i Główny Inspektorat Ochrony Środowiska. Tak silna „opozycja” mogła zdziałać naprawdę wiele. Tym bardziej dziwi, że nie dopięła swego. Chyba że – jak twierdzą niektórzy – jej jedynym celem było zrobienie zamieszania wokół Tchórzewskiego i podkopanie jego pozycji w rządzie. Jeśli to prawda, to pierwsze faktycznie się udało, natomiast drugie było kompletnie chybione, bo minister energii ostatecznie postawił na swoim, a spekulacje o jego dymisji po raz kolejny okazały się tylko plotkami.

Czytaj także: Są normy jakości dla węgla. Co się zmieni?

Ale wróćmy do węgla. Zdumiewające jest to, że choć parametry zaproponowane przez Tchórzewskiego spotkały się z ostrą krytyką kilku innych ministrów, i tak zostały wprowadzone. Warto przytoczyć chociażby uwagi ministra środowiska Henryka Kowalczyka, który napisał: „Projekt rozporządzenia w obecnym brzmieniu nie przyczyni się do poprawy jakości powietrza w Polsce, ponieważ w praktyce dopuszcza do sprzedaży każdy rodzaj węgla dostępnego obecnie na rynku, nie eliminując węgli o bardzo słabych parametrach jakościowych. Zgodnie z projektem w sprzedaży pozostanie węgiel o wysokiej zawartości siarki, popiołu, wilgoci i bardzo niskiej kaloryczności”. Jeśli natomiast spojrzymy na ogłoszone parametry dla węgla, to widzimy, że niemal wszystkie pozostały bez zmian. Wszystkie, z wyjątkiem siarki, której dopuszczalny limit zawartości w węglu spadł z 1,8 proc. do… 1,7 proc. Sukces to żaden, bo wciąż jest to węgiel mocno zasiarczony. Część resortów optowała za zaostrzeniem tego limitu nawet do 0,8–1,2 proc., ale takie rozwiązanie eliminowałoby z rynku sporą część polskiego surowca. Nie bez powodu NIK w swoim raporcie zwrócił uwagę, że propozycje ministra energii „zabezpieczają w znacznie większym stopniu interesy lobby węglowego, aniżeli dążenie do ochrony obywateli i środowiska naturalnego przed negatywnym wpływem zanieczyszczeń powietrza”.

Największe jednak spięcie obserwowaliśmy między Tchórzewskim a minister przedsiębiorczości i technologii Jadwigą Emilewicz, wspieraną przez pełnomocnika premiera ds. walki ze smogiem Piotra Woźnego. Na tej linii naprawdę iskrzyło i mogło dojść do zwarcia. Emilewicz wytknęła sprzeczność proponowanych przez ministra energii wymogów jakościowych dla węgla z celem, jakim jest poprawa jakości powietrza. Zaleciła wprowadzenie limitów zawartości w węglu kolejnych zanieczyszczeń – chloru i rtęci i części lotnych, a także całkowitą zmianę systematyki podziału węgla na poszczególne rodzaje. Zaznaczyła przy tym, że w przypadku nieuwzględnienia jej uwag w całości projekt rozporządzenia powinien trafić z powrotem pod obrady Rady Ministrów. Ostatecznie z tych postulatów zostało niewiele, a minister Emilewicz i tak ramię w ramię stanęła z Tchórzewskim na konferencji prezentującej rozporządzenie ministra energii, ogłaszając sukces. Przekaz był jasny – żadnego konfliktu w rządzie PiS o walkę ze smogiem już nie ma. Przed nadchodzącymi wyborami samorządowymi inaczej być nie mogło.

Nie zgodzę się natomiast z tymi, którzy twierdzą, że nowe rozporządzenie, jak i ustawa, na podstawie której zostało wydane, nic nie zmienią. Samo uporządkowanie handlu węglem dla gospodarstw domowych i małych kotłowni jest dużym krokiem we właściwym kierunku. Na składach węgla każdy klient będzie mógł się zapoznać ze świadectwem jakości węgla, a więc sprawdzić, jakie dokładnie parametry ma każda partia paliwa. Nad zgodnością tych danych czuwać będą kontrolerzy z Inspekcji Handlowej. Ostatecznie też ze sprzedaży dla klientów indywidualnych wycofane zostają paliwa najgorszej jakości – muły węglowe i flotokoncentraty. To, co udało się wynegocjować w trakcie międzyresortowych przepychanek, to wyeliminowanie z tego rynku także kiepskiej jakości miałów węglowych, choć dopiero od połowy 2020 r. Szkoda, że nowych przepisów – wbrew zapewnieniom resortu energii – nie udało się wprowadzić przed tegorocznym sezonem grzewczym. To właśnie teraz przypada szczyt zakupu węgla na całą zimę. Tymczasem rozporządzenie w sprawie wymagań jakościowych dla paliw stałych zacznie obowiązywać dopiero za miesiąc. Ten sezon dla walki ze smogiem jest już stracony.