Zgodnie z decyzją Davida Bernhardta sekretarza zasobów wewnętrznych w administracji Donalda Trumpa, wyznaczone zostały obszary rezerwatu, na których wydobycie ropy i gazu będzie dozwolone. Chodzi o nadmorską części rezerwatu o powierzchni 1,56 mln akrów (ponad 6,3 tys. km kw) na północnym wybrzeżu Alaski (wybrzeże Morza Beauforta). Urzędnicy Białego Domu tłumaczą, że decyzja została podjęta zgodnie z rezolucją Kongresu USA z 2017 r. Biuro Gospodarki Gruntami w grudniu 2018 r. stwierdziło, że wiercenia można prowadzić na równinie przybrzeżnej bez szkody dla dzikiej przyrody.
Wydobycie ropy naftowej/Bloomberg
O taką decyzję Waszyngtonu rząd Alaski zabiegał przez 40 lat. Koronnym argumentem był rozwój regionu, nowe miejsca pracy, dochody z podatków. Przeciwni wpuszczeniu koncernów wydobywczych do rezerwatu Alaski od początku byli ekolodzy i działacze na rzecz zwierząt. Argumentują oni, że wydobycie ropy i gazu zniszczy wyjątkowe środowisko amerykańskiej Arktyki; zakłóci siedliska niedźwiedzi polarnych, reniferów (karibu) i innych przedstawicieli flory i fauny Alaski.
Dodatkowym argumentem jest nadmiar ropy i gazu na amerykańskim rynku i spadający import tych surowców. Podobnie ma się sytuacja z węglem. Jak informuje EIA – rządowa Administracji Informacji Energetycznej, „Po osiągnięciu w marcu 2019 r najniższego poziomu (zapasów -red) od ponad dziesięciu lat, zapasy węgla w USA stale rosły do 152 mln ton w kwietniu 2020 r., powracając do poziomu sprzed trzech lat. Całkowite zapasy węgla w USA wzrosły, ponieważ wydobycie węgla spadło do najniższego poziomu od 42 lat.
Zdjęcie satelitarne Alaski/Bloomberg